W tą sobotę stuknie mi kolejne 5 tyg z dietą i ćwiczeniami. Co prawdaż już w zeszłą sobotę wszystko zważyłam i sprawdziłam, ale oficjalnie przyznam się tak jak ostatnio po 5 tyg :)
Na chwilę obecną nowych wniosków brak. Ostatnie tygodnie miały być "lepszym" dalszym ciągiem i stanowić poprawę względem pierwszych 5tyg. Oczywiście stanęło na tym, że dni idealnych żywieniowo jest jak kot napłakał. Dodatkowo jakbym znowu od początku przechodziła temat przyzwyczajania się do trzymania diety. Choć i tak wiem, że kontrola będzie już dożywotnio moim przyjacielem - na szczęście kontrola jest fajna. Pieprzę od rzeczy jak nic farmazony jakieś. Chce mi się jeść. Ostatnio napadłam majonez kielecki - kto z małopolski ten wie o którym majonezie mówię.. no nie da się opisać jaki to wspaniały smak. Ale z nowości przykładowo - ser żółty mi nie smakuje. Co prawdaż zapiekanką bym nie pogardziła, ale taki sam ser to na szczęście już mnie nie rusza. Tyle z pisania pierdół. W sobotę dam znać jakie efekty po kolejnych 5tyg :-)
Maya27kc
16 marca 2017, 22:50oooo, czyli będzie spory spadeczek? :D