Wczoraj zaczęłam tu pisać, i już problem.
Zazwyczaj jem do najpóźniej 19, i nie mam z tym większego problemu. Ale sobota, wyjście, mała pizza ze znajomymi... jeśli już tę 19 przekroczę, to robię się głodna, i mimo że zjadłam wieczorem więcej niż każdego innego dnia, i tak coś muszę wrzucić na ząb po powrocie do domu.
No i co? Niby można powiedzieć, że się juz nie je, ale tak jakoś głupio siedzieć i sączyć wodę kiedy reszta coś zajada. Nie wychodzic nudno. A napadu głodu jeszcze nie potrafię zwalczyć. Co prawda przewidując to zaoszczędziłam trochę kalorii w ciągu dnia, ale wolałabym po prostu stosować się do diety.
A więc wyzwanie na teraz to znaleźć sposób na te nocne pojadanie.
.Fibi.
14 lipca 2013, 08:54Myślę, że pomału, w trakcie całego tego dietkowania odnajdziesz swój rytm i wypracujesz w sobie nawyki, które będą dla Ciebie dobre :)
spalina
14 lipca 2013, 08:00Dobrze napisałaś - "A napadu głodu jeszcze nie potrafię zwalczyć" - JESZCZE :) zatem wszystko przed Tobą, wierzę, że niebawem poradzisz sobie i z napadami, i z nocnym podjadaniem :-)