Wczoraj z mężem zrobiliśmy rachunek sumienia. Oboje po urodzeniu syna przytyliśmy. Mąż przestał chodzić na siłownie, żeby spędzać czas z dzieckiem (inaczej wracałby o 20 do domu,gdy syn już śpi). Ja nie chodziłam na siłownię od lat, więc wiem, że przytyć mogłam tylko od diety. Ogólnie nawyki mamy podobne jak zawsze - na obiad zazwyczaj kurczak z warzywami, nawet nie jemy ziemniaków, kasz, pierogów, makaronów itp w ciągu dnia jogurty, kefiry, jajka. Więc co jest z nami nie tak? Zauważyłam, że:
1. Jedliśmy nieregularnie. A bo to trzeba zrobić, a bo dziecko nakarmić, a bo pielucha, bo trzeba kangurować, bo płacze i trzeba godzinami nosić i zawsze coś. Moje dziecko na początku prawie nie spało - żadnych drzemek w dzień - miałam oczy jak spodki.
2. Jedliśmy za mało. Potrafiliśmy jeść jak ptaszki, a po jakimś czasie jak nastąpiło tzw. "wpierdalanko" większych porcji - miało to zgubne skutki dla naszych sadełek;
3. Ja przestałam pić wodę. W ciąży dbałam o siebie że hoho, po porodzie w szpitalu piłam jak szalona, bo miało to wzmocnić laktację, a potem w domu człowiek był tak zaaferowany małym dzieckiem i jego potrzebami, że zapominał pić. Opamiętałam się, gdy zdałam sobie sprawę, że od kilku dni nie piłam wody WCALE, a jedynie po 1 herbacie dziennie.
4. Nie karmię już piersią. Mój metabolizm po ciąży i zakończeniu karmienia osiadł. A tak w ogóle mój metabolizm przez ostatnie lata był napędzany stresem, pracowałam od rana do nocy i non stop myślałam o pracy, siedziałam na wc i myślałam o pracy, wracałam do domu wieczorem z pracy i myślałam dalej, że mam jeszcze tyle do zrobienia w pracy, chudłam bez wysiłku, piłam kilka kaw dziennie żeby wyrobić, jak miałam danego dnia w pracy rozprawy w sądzie przed czyściło mnie, że hej i jakoś leciało. Tak teraz jak to wspominam, to były straszne czasy, nie byłam szczęśliwa, mimo że chudsza.
5. W przypadku męża największy grzeszek - piwko. Ja staram się nie pić piwa, bo nie schudnę chyba nigdy do jasnej anielki. Czasem pozwalam sobie na wino wytrawne. Poza tym po piwie włącza się zawsze ochota na jakąś niekontrolowaną szamkę.
6. Papierosy jako młodzieniaki kopciliśmy, całe studia nam towarzyszyły. Teraz jesteśmy mądrzy, pod 30stkę, dziecię mamy, nie imprezujemy już (bo nie mamy teraz jak) i nie palimy. Ja rzuciłam przed ciążą, mąż dopiero po moim porodzie (o co były nie lada awanturki) :)
No i na dzisiaj tyle. Dzisiejsza szamka:
1.Owsianka z granatem , pestkami dyni i słonecznikiem
2. sok pomidorowy, 2 kabanosy drobiowe
3. 2 domowe naleśniki domowe z szpinakiem i brokułami
w planie
4. kasza pęczak z soczewicą (taki mix mam z LIDLa) z kurczakiem i warzywami
5. się okaże, ale pewnie twaróg z warzywami
sylwiab7
29 kwietnia 2017, 11:14dziecko to jednak zmienia całe życie. Ostatnio coraz częściej myślę o dziecku, ale ciągle dochodzę do wniosku, że za wcześnie i najpierw chcę być zdrowsza. Jadłospis ładny, powodzenia :)
VITALIJKA1986
28 kwietnia 2017, 14:50Teraz bedziesz chudla!:D Trzymam kciuki
Missmercy
28 kwietnia 2017, 14:00O kurcze, lekko nie było ;xxx Dbajcie o siebie i trzymam kciuki! :)