Moje piśmiennictwo upadło. Nie powiem, żeby w tym upadku było jakieś mocno osamotnione. Upadało wspólnie z moją dietą. Razem sobie podupadli - najbardziej na duszy. Nie piszę, bo nie mam czasu, nie dietuję bo nie mam czasu. Koleżanka mnie wczoraj wyklarowała swoja teorię na temat mojego życia, że ja to jakimś rozpędem tak żyję, bo przecież normalny człowiek by nie wyrobił się na zakrętach. Na ale kiedy ja ciągle na jakimś życiowym zakręcie, to wyćwiczona jestem, jej na to odpowiadam. No i kiedy ona, samotna w tym wszechświecie, przemawiała do mnie spod kocyka i z nad szklaneczki ciepłego naparu ziół wszelakich, ja próbując nie wywrócić się na zakręcie gnałam do domu z obłędem w oczach, kanapką z "fastfuda" w zębach, rozczochrana, rozmemłana, z myślą, czy aby moje potomstwo zostało przez ślubnego poogarniane.
No ale jak już dotarła do domu, w godzinach mocno południowych, to zatrzymałam się na chwilę. I doszłam do wniosku, ze trzeba się zważyć, bo wczoraj był piątek, a ja nie dotrzymał już blisko rocznego rytuału stawania na wrogu podszafkowym co piąteczek rano.
Pomyślałam, pomyślałam i stwierdziłam, że nie mam czasu. Ale zważę się za tydzień. Jak znajdę czas.
No i jak zwykle dalej w planach moich dalekosiężnych wracam do diety systematycznej, codziennej, gotowanej itp. itd. Od dziś, jutra, za najbliższym zakrętem.
Bylebym nie skończyła jak poniżej, to dam radę. A od jutra, pojutrza, popojutrza, zwalniam.
silva27
10 października 2016, 08:25Mi też brakowało Twoich wpisów :-) Pojawiaj sie czasem. Niedoczas ma kazdy, ale trzeba z nim walczyć - warto :-) Pozdrawiam
aniaczeresnia
9 października 2016, 21:45Dobrze że to tylko podupadek i że znów jesteś!
beaataa
9 października 2016, 18:21To ja się cieszę, bo tęskniłam za Twoimi wpisami..::))
Lachesis
9 października 2016, 20:13A to bardzo mi miło :-))))))