Po pierwszym tygodniu, gdzie bliska euforii odnotowałam spadek wagi ponad kilogram, w tym tygodniu 0,6 kg to tak jakby mnie w łeb strzelić. Chociaż doskonale wiem, że waga może przez moment stać w miejscu, może nawet okresowo niewiele wzrosnąć, to jednak liczyłam że tym razem zacznę ze speedem i będzie szło w dół - bo na początku zawsze idzie, potem jest gorzej. A tu suprise, po pierwszym tygodniu, drugi mniej wydajny. Szkoda, bo to trochę demotywuje. Wprawdzie z racji posiadania w tym tygodniu dawno nie widzianych gości, wchłonęłam trochę kalorii z alkoholu i tego będę się trzymać, że to przez to nie schudłam zgodnie z planem.
Bo czegoś trzeba w życiu się trzymać, kiedy alergia na wysiłek fizyczny nie chce mnie opuścić. Podnoszę się z fotela, tylko po to żeby powiedzieć jak Scarlett Ohara "pomyślę o tym jutro" oraz "jutro na pewno pójdę na kije, siłownię albo gdziekolwiek, byleby się ruszać". Niestety w uprawianiu sportu przeszkadzają mi: wybory prezydenckie, pierwsze posiedzenie sejmu, kino polsatu, fakty, wydarzenia, dokument w biznes i świat, książka, gazeta, dzieci, gotowanie, sprzątanie, rozmowy przez telefon studiowanie Vitalii, odbieranie maili, odpisywanie na maile, praca itp.itd.
Mam nadzieję, że w końcu ktoś wyłączy świat, a ja ruszę z domu w poszukiwaniu własnych głęboko ukrytych mięśni. :-))))))
blar1
27 lutego 2016, 15:20cześć, chociaż dopiero dzisiaj przeczytałam twój pamiętnik, bardzo podoba mi się twój wpis:) normalnie tego było mi trzeba, żeby ktoś określił co przeszkadza mi w rozpoczęciu ćwiczeń. Dużo tego ha ha ale to cała prawda. Pozdrawiam Beata
Lachesis
27 lutego 2016, 15:36Cieszę się, że się przydałam:-). Pozdrawiam