O masakro. Nie jestem w stanie funkcjonować bez herbaty z sokiem. Muszę się napić zimnym wieczorem, bo inaczej to nie będzie jesień. A nawet jeżeli będzie - to nie moja. Nawet nie walczę z tym nawykiem. Dodatkowo w pracy nie miałam czasu zjeść obiadu za to znowu wypiłam hektolitry kawy (a dopuszczalne są dwie filiżanki). Piątkowe ważenie i robienie pomiarów własnej kulkowatości może okazać się kolejną masakrą.
Poza powyższym walczę. Staram się trzymać dietę tj. nie jem nic poza tym co na Vitalii kazali. No i zmieniłam endokrynologa. Może suma wszystkich działań przyniesie upragniony efekt w postaci choćby minimalnego spadku wagi.
No i oczywiście jak na początku wszystkich diet już zdążyłam się zainfekować jakimś zajzajerem przyniesionym do domu przez potomstwo. A dzisiaj dzień wyznaczony jako dzień z treningiem. Będzie bolało.