Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
...
28 lutego 2013
Znowu nie mogę zasnąć.Jest 3.39 a ja zamiast spać piszę pamiętnik.No cóż.Małymi kroczkami zmierzam do mniejszego rozmiaru.Minęło kilka dni od mojej decyzji ponownego dietkowania.Narazie nie ważę sie ,bo nie ma sensu.Czytam pamiętniki(mnie właśnie one mobilizują),podziwiam,chwilami zazdroszczę już osiągniętych sukcesów ale podziwiam,bo wiem jak trudno osiągnąć cel.W końcu nie pierwszy raz się odchudzam.Można powiedzieć,ze jestem weteranką odchudzania .Jakby zsumować wszystkie zrzucone przeze mnie kilogramy w tracie ostatnich 20tu lat to nazbierałoby sie ze 60 kg.Niestety .Jestem straszna fujara!,,,,,co schudnę 20 kg po niedługim czasie (potrafię utrzymać wagę rok,może 2 i apiać od nowa 20 wraca ale zawsze z małym haczykiem i dopiero gdy w głowie zapala mi się czerwona lampka rozpaczliwie chwytam się czegokolwiek jak tonący brzytwy,zeby tyko schudnąć.I tak w kółko.Chwilami mam dość.Najgorsze w tym wszystkim jest to,że kocham jeść.Wiem,wiem....są sałatki,drób,ryby.Można,ale jak tylko zaczynam myśleć o odchudzaniu zaczynam marzyć o chlebku.Moje dziewczymy(mam na myśli panie z mojego środowiska)wcale mi nie ułatwiają.np dzisiaj ,,,,,,nasze spotkanie i jak myślicie co,,,,,,kropa głodna ,wyposzczona a tu Wiesia przenosi własnego wypieku chlebuś i smalczyk własnej roboty ,stoi to na biesiadnym stolei pachnie,krop