Miałam zamiar sobie coś takiego napisać w niedzielę albo wczoraj, ale ostatnio mam taki kocioł w pracy, że nie mam czasu na nic. Rano pobudka i do garów by przyszykować jedzenie na cały dzień a potem do pracy i powrót do domu około 23-ej. Dopiero teraz mam chwilę oddechu i trochę wolnego czasu dla siebie.
Pierwszy tydzień diety był super. Jadłam dużo i smacznie i spadła mi mocno waga, co odczuwam jako dużą ulgę dla organizmu. Mam dużo więcej energii do życia.
Sukcesem było to, że mimo nawału pracy i niewielkiej ilości czasu wolnego, stosowałam dietę, pilnowałam godzin posiłków i nie podjadałam między nimi. To jest dla mnie postęp, bo wcześniej jadłam prawie cały czas, albo przez pół dnia ani kęsa. Tym razem nawet w pracy dałam radę jeść tak jak trzeba.
Porażki też były. Opuściłam dwa treningi. Po prostu już nie miałam czasu ani siły. Starałam się za to co dzień wplatać większą aktywność w codzienne obowiązki - np. chodziłam szybkim krokiem do tramwaju. Zjadłam też raz coś paskudnego i szkodliwego. Mąż sobie kupił jakieś gotowe "bitesy z kurczaka" w Biedronce (takie mini kotleciki) i zapach mnie skusił. Zjadłam mu jednego a tam była panierka i pewnie dużo w niej tłuszczu a na tym jeszcze trochę sera żółtego. Ale był naprawdę niedobry i więcej tego w życiu nie ruszę. Mąż mówi, że całkiem smaczny, więc to chyba mi się smak zmienił.
Wczoraj trochę przekładałam w szafie w związku ze zmianą pory roku i trafiłam na śliczną sukienkę kupioną okazyjnie w ciucharni. Nigdy jej nie miałam na sobie bo bardzo mi opinała brzuch. Była odkładana na "kiedy trochę schudnę". Założyłam ją i okazało się że leży okropnie - jest po prostu za luźna w pupie. Odstaje od bioder jak żyrandol. I popadłam w głupie myślenie, że tyle mam fajnych ubrań i wszystko prawie będzie do wymiany. A potem trafiłam na ohydne białe gacie z nogawkami do pół uda. Zrobiłam je obcinając legginsy i to był jedyny sposób, żeby te piękne sukienki nosić i nie nabawić się ran na udach od obcierania. To mnie skutecznie otrzeźwiło i ustawiło na dobry tor.
Niczego mi nie żal! Gdy już będę mogła nosić normalne ubrania, spalę te namioty na wielkim stosie i będę tańczyć wokół ognia!
kings8
28 września 2016, 07:46Brawo , rozbawiłaś mnie z samego rana. Ale to jest nasza rzeczywistość z tymi ubraniami. Ja też chyba mam w każdym rozmiarze i w każdej możliwej szafie w domu. Trzymam kciuki - aby tak dalej.
GrubaJa21
27 września 2016, 13:38Nic, tylko powinnaś być z siebie dumna, a to powinno cię dodatkowo motywować do dalszej walki. Brawo. A jeden grzeszek... puf. Poszedł w niepamięć :) o tak, nie ma nic bardziej dającego kopa niż ubrania... powodzenia! Walcz dalej! Jak widzisz, warto
Mrs.Hope
27 września 2016, 12:15Bede Ci kibicowac! Pozdrawiam
E-milka84
27 września 2016, 11:48o jeju z tym ogniem to jak czarownica ;) Ale ja zrobiłam podobnie: wywaliłam tamte z 20kg + ubrania - nie mam ani jednego ;) Świetnie, że tak super Ci idzie, trzymam kciuki bo widzę, że jesteś zdeterminowana i wiesz czego chcesz, masz cel do którego dążysz ... a że zjadłam bitsa z biedry (ja je tam lubię) to nie robiłabym dymu, jeden to organizm ledwo co poczuł, czasem lepiej mniej cwiczyc a z energi niz chodzic jak zdechlak, 3 maksymalnie 4 treningi takie pełne sa zalecane, nie więcej ;) Jeszcze raz gratki i pochwal sie ile Ci spadło w ten tydzień ;)