W nocy z soboty na niedzielę sytuacja z Puszkiem znowu się powtórzyła. Ponownie napuchł, ale nie chcieliśmy siać paniki, bo myśleliśmy, że może znowu samo zejdzie. Praktycznie całą noc nie spałam, bo czuwałam czy Puszek oddycha i czy sytuacja się zmienia. Niestety opuchlizna nie zeszła, było coraz gorzej. Zaczęła mu puchnąć nawet szyja, oczu praktycznie nie miał więc jakoś o 6 nad ranem zapakowaliśmy się do auta i gnaliśmy do weterynarza. Ale tym razem mieliśmy problemy z dojazdem. Ulice pozamykane, w tym jedyna droga dojazdowa do całodobowej kliniki weterynarii. A dlaczego? Bo triathlon! Byłam wściekła. Przez ponad pół godziny krążyliśmy by jakoś tam dojechać, ale postanowiliśmy w końcu zostawić samochód pod jednym ze sklepów i iść prawie kilometr pieszo z opuchniętym psem.
Łzy leciały mi z oczu, bo przez jakichś biegających pajaców, mój pies był zagrożony. Drogi do szpitala organizatorzy pewnie by nie zablokowali. Ale co tam zwierzęta...
Wiedziałam jedno, że jeśli coś się stanie Puszkowi, to poruszę niebo i ziemię żeby osoby za to odpowiedzialne poniosły karę, bo zamiast takie imprezy robić na obrzeżach miasta, to prowadzą to przez samo centrum i nie patrzą czy nie blokują dostępu do ośrodków ratujących życie i zdrowie innych. Nawet jeśli to są tylko (AŻ) zwierzęta. Dla mnie mój pies jest członkiem rodziny i wypatroszę każdego kto zrobi mu krzywdę!
Idąc do kliniki zauważyliśmy z Rafałem, że opuchlizna znowu schodzi. I wtedy nas olśniło. Coś w domu u moich rodziców musiało go uczulać. Zaczęliśmy myśleć co i najprawdopodobniej winę ponosi odświeżacz powietrza, taki co wsadza się do kontaktu. W sobotę jak przyjechaliśmy do moich rodziców, to faktycznie odświeżacz był włączony, ale go wyjęłam, bo nie lubię wdychać chemii. Jednak dom był przesiąknięty tym zapachem. Wcześniej nam się nie zdarzyło by Puszek puchł, a i wcześniej odświeżacza nie było.
Postanowiliśmy zrobić sobie spacer w pobliżu kliniki i poobserwować psa. I faktycznie z minuty na minutę pyszczek wyglądał lepiej więc postanowiliśmy wrócić do domu.
Skoro emocje zaczęły opadać, to odpaliłem nawet Endomondo, które odnotowało 1,77 km w 28 minut.
W domu rodziców Rafał z Puszkiem zostali na balkonie by psiak znowu nie musiał truć się tym zapachem, a ja pakowałam nasze rzeczy. Z wyjazdu nad morze nici, nie zamierzaliśmy ryzykować. Pokrzyżowało to moje plany, bo w końcu mam urlop, ale zdrowie Puszka jest dla mnie ważniejsze. Zamiast nad morze to wróciliśmy do naszego domu.
Cała nasza trójka zmęczona po trudach nocy zasnęła jak zabita. Ja co chwilę się budziłam i sprawdzałam czy wszystko jest OK, ale z Puszkiem nic niepokojącego się nie działo.
Ale za to ze mną było krucho. Nie wiem czy to stres, czy też się podtrułam, czy może źle się czułam z głodu, ale miałam potworny ból głowy i zaczęłam wymiotować. Spałam praktycznie do wieczora. Rafał zrobił mi herbaty i przygotował jedzonko. Dwie parówki i bułkę z pastą jajeczną i serkiem. Jest kochany, zawsze mogę na niego liczyć. Co prawda jedzonko niezbyt dietetyczne, ale to była jedyna rzecz jaką jadłam w niedzielę i to jeszcze męczyłam ponad godzinę, bo ogarniały mnie mdłości.
Jak zjadłam to poczułam się nieco lepiej i poszliśmy całą trójką na długi spacer. Zrobiliśmy ponad 4 km w godzinę. Ale nogi miałam jak z waty i kręciło mi się w głowie, do tego stopnia, że kilka razy Rafał musiał na górkach trzymać mnie za rękę, bo jak patrzyłam w dół to bałam się, że zaraz runę jak długa.
Po powrocie zrobiłam Rafałowi kanapki do pracy i byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły iść się wykąpać. Mimo, że spałam cały dzień, to padłam jak zabita.
To był paskudny weekend. Mam nadzieję, że więcej się nie powtórzy.
tibitha
10 lipca 2018, 08:15To miałaś niezły weekend. Z tego co się orientuję to takich odświeżaczy nie powinno się stosować jak ma się zwierzaki w domu. Źle na nie wpływają. Przy problemach żołądkowych lepiej nie jeść parówek, bo są zbyt ciężkie do strawienia. Bułka z masłem, jajko na miękko lub twardo (zależy jakie kto lubi). Mam nadzieję, że dzisiaj czujesz się lepiej. Pozdrawiam :)
kochana91
10 lipca 2018, 08:18No ja takich rzeczy unikam, ale pojechaliśmy do rodziców i tata chciał dobrze, żeby nam pachniało. Jedzonko zrobił mój Rafał więc głupio było odmówić. Grunt, że się najadłam i było mi lepiej