To był szalony weekend. W sobotę wystartowałam z wagą 111 kg. Miałam zdrowiej i regularnie jeść, pić więcej wody i chodzić na długie spacery. No cóż... Życie mnie zweryfikowało.
W sobotę Rafał niestety musiał iść do pracy więc dom został na mojej głowie. Dzień rozpoczęłam od spaceru z Puszkiem. Może 1,54 km w 26 minut to nie jest wyczyn, ale wiadomo jak to z psem. A to musi powącha, bo coś go interesuje, a to przystanąć na siusiu, to znów przywitać się z innym psem czy łasić się do ludzi. Więc stąd tempo bardzo spacerowe.
Po powrocie do domu zrobiłam sobie gigantyczną kawę rozpuszczalną z mlekiem i mogłam przystąpić do działania. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale u nas prać i zmywać naczynia można na okrągło. A jesteśmy sami, we dwójkę. Strach pomyśleć co by było jakbyśmy mieli dzieci.
Tak też wstawiłam pierwsze pranie, pościeliłam łóżko, poskładałam pranie z poprzednich dni, które już długo leżakowało, pomyłam naczynia, zdjęłam pranie z dnia wczorajszego, poskładałam, wstawiłam drugie pranie i powiesiłam pierwsze. I wieszając pranie na balkonie musiałam udawać miłą, rozmawiając ze znajomymi mojej teściowej. Państwo mają trzy albo cztery psy i pani postanowiła mi udzielić kilku złotych rad. Po pierwsze robimy (jej zdaniem) błąd, że nasz pies ma zabawki. Psy (jej zdaniem) ich mieć nie powinny, bo wtedy gryzą inne przedmioty w domu. Stanowczo się z tym nie zgadzam, bo nasz pies mimo, że nie ma jeszcze nawet 5 miesięcy, to (odpukać) niczego nam nie pogryzł. Wie, że zabawki są jego, a śmierdzące skarpetki Rafała rzucone w kąt pokoju, to już rzecz zakazana. Puszek zostaje nawet na 8 godzin sam w domu i nic nie ucierpiało, mimo bolących i krwawiących dziąseł z powodu gubienia mleczanów. Wyrzywa się na zabawkach i właśnie dzięki temu nie mamy z nim problemów. Następnie pani powiedziała, że zamiast zabawek gotuje psom kości. Włos mi się na głowie zjeżył i wyjaśniłam jej, że tak to może swoje psy jedynie zabić. Gotowane kości wieprzowe, wołowe, a w szczególności drobiowe są niedozwolone. Po ugotowaniu są tak twarde, że stają się śmiertelnie niebezpieczne, bo pogryzione odłamki mogą przedziurawić przełyk, jelita, żołądek, odbyt. Surowe kości na diecie BARF są OK, gotowane to już igranie ze śmiercią. Jednak znosiłam rady dzielnie aż do chwili, gdy pani z dumą opowiedziała, że swoje psy zostawia na tydzień zamknięte w domu i jedzie sobie na wczasy. Psy dostają na ten okres dwie duże michy wody i tyle bochenków chleba, na ile dni wyjeżdża. Nie wytrzymałam, ze łzami w oczach wróciłam do domu. Jak można tak męczyć te psy?! Ludzie chyba nie mają ani rozumu, ani serca, ani sumienia.
Możliwe, że tak uczuciowo podeszłam do sprawy, bo dostałam okres, ale żeby odreagować całą tę rozmowę, postanowiłam zająć się Puszkiem. Wyczesałam go i czekałam na Rafała.
Przez domowe obowiązki, całkowicie zapomniałam o jedzeniu i pierwszy posiłek jadłam dopiero po powrocie Rafała, który nie miał ochoty na normalny obiad, dlatego gulasz z łopatki zjedliśmy z chlebem. (Na zdjęciu widoczna moja porcja.)
Po obiedzie poszłam z Puszkiem na drugi spacer. 1,53 km w niecałe 24 minuty.
Po spacerze wróciłam do obowiązków. Wstawiłam trzecie pranie, powiesiłam drugie i ruszyliśmy z Rafałem na zakupy. Niestety w sklepie Endomondo nie działało tak jak powinno i traciło kontakt z GPSem. Odnotowało tylko 1,11 km, a było zdecydowanie więcej. Ale mówi się trudno.
Po zakupach z trudem władowałam wszystko do lodówki i zamrażalnika. Mamy zdecydowanie za mała lodówkę! Zakupy robimy raz na tydzień, czasami nawet raz na dwa tygodnie więc nie było łatwo. Marzy nam się taka duża, dwudrzwiowa. Może kiedyś...
Wieczorem jechaliśmy do moich rodziców, bo w niedzielę chcieliśmy jechać nad morze, a Puszek miał zostać z dziadkami. Spakowaliśmy manatki i pojechaliśmy do mojego domu rodzinnego. Pies szczęśliwy wpadł do domu i przeżył niemiłą niespodziankę, bo dziadków nie było. Chodził od pokoju do pokoju i dosłownie ich szukał cichutko popiskując.
Za to sąsiadka przyszła się z nim przywitać i trochę pomiziać. Zachwycała się jaki to Puszek jest grzeczny, bo wcale go nie słychać. Myślała, że przyjechaliśmy sami i bardzo się zdziwiła jak zobaczyła psa na balkonie.
Wieczorem zrobiliśmy sobie mały spacer po moim osiedlu. 1,3 km w 46 minut.
Puszek się wychasał w psim parku choć do dwóch nieco większych od niego psów podchodził z dużą dozą ostrożności. Jak pies jest mniejszy, to nie ma problemu. Lata jak dziki, skacze i się cieszy. A jak pies jest większy, to jest odważny albo przez płot, albo na smyczy. Jak ma biegać luzem, to chowa się za nasze nogi. Ale w końcu nabrał trochę śmiałości i się wybiegał.
Po powrocie ze spaceru Rafał postanowił zrobić kolację. Domowe hot dogi. Może jedzenie nienajzdrowsze, ale jak ukochany facet przyrządzi, to musi smakować. (Na zdjęciu widoczna moja porcja, ale jednego zostawiłam, bo już byłam pełna.)
Po jedzeniu zaczął się nasz koszmar. Puszek podszedł do mnie że smutnym spojrzeniem i zauważyłam, że ma całą mordkę spuchniętą. Nos wielkości ziemniaka i całe oczy załzawione. Do tego ciężko oddychał i było widać, że cierpi. Wystraszyłam się nie na żarty. Podejrzewałam, że coś go ukąsiło i bałam się, że zacznie się dusić więc szybko w Internecie poszukałam, który weterynarz działa całodobowo i ruszyliśmy do kliniki. Było jakoś po 23. W klinice pani doktor była zajęta i musieliśmy czekać. Puszkowi bardzo się to nie spodobało, bo w nocy uaktywnia mu się tryb pilnowania terenu i reaguje na każde puknięcie więc był niespokojny.
Mieliśmy już wchodzić do gabinetu, gdy do kliniki wpadła rozchisteryzowana babka, a za nią mąż z na wpół przytomnym owczarkiem na rękach. Pies od kilku dni nie chciał jeść ani pić, przestał chodzić. Nagły przypadek. Musieliśmy czekać. I tak zeszły nam dwie godziny, a psu zeszła opuchlizna i zaczął normalnie oddychać. Stwierdziliśmy, że nie ma co męczyć i nas i psa. Wróciliśmy do domu, wywołując wielką radość u Puszka, bo czekali już na niego dziadkowie.
Ale to nie koniec tej historii, jednak ciąg dalszy nastąpi jutro, bo pewnie nikt do końca nie dobrnął.
angel2015
9 lipca 2018, 23:11Ja dobrnęłam;-)
kochana91
9 lipca 2018, 23:30Miło mi ;)
tibitha
9 lipca 2018, 19:15W budynkach Endomondo działa kiepsko, ja zawsze pauzuję. Do chodzenia lepszy jest krokomierz albo aplikacja do mierzenia kroków.
kochana91
9 lipca 2018, 23:31Mam taki zegarek z krokomierze mnie, ale o tym nie pomyślałam