Jestem na polmetku mego malego wyzwania. Waga stoi, ale ok, przynajmniej sie nie obzeram i mam wiecej energi. Pyzia i brzucho jeszcze troche spuchniete, ale jest lepiej.
Jeremie chcial sie spotkac w ten weekend. Gadamy juz dwa tygodnie, na IG. Pierw byl w Norwegii na kursie ratowniczym, a ze w poniedzialek wrocil, to wiadomo, "wanna meet up for a coffee?" Jest taki slodki i ma niebieskie oczka. I nawet podoba mi sie to, ze jego mama jest Polka. Bo potrafi robic pierogi.
Rzucilam wymowka, ze organizuje brunch w domu w sobote i mam kupe przygotowan. Klamstewka. Nie czuje sie gotowa robic na kims pierwsze wrazenie. Zgodzil sie na czwartek next week. Oby te spa wyssalo mi smalec z ud jakims cudem, zebym nie ztchurzyla. Tak sie pisze tchurzyc? Cos mi to nie pasuje.
Okej, ide spac, bo kot znowu o 6tej bedzie spiewac piesn swego ludu. Nie umiem sie doczekac na ciemniejsze poranki zeby mnie menda przestala budzic.
Osz, zapomnialam o peknietej kafelce napisac. Jutro... sorry za clickbait! Buzka.
Himawari
1 października 2021, 17:29Stchórzyła :)
klara.b
1 października 2021, 20:14Oh wiedzialam! Dzieki :)