Ano wlasnie... Diete Vitalii zaczynam pod koniec czerwca. Juz ciut sie przygotowuje, doswiadczenie mam bo juz przez to raz z sukcesem przeszlam (a wlasciwie przebieglam bo odkrylam wtedy zalety joggingu :)). Tym razem jednak bedzie mi jeszcze ciezej rzucic sol... Jestem soloholikiem! Nie przesalam potraw ale stosuje sporo soli, ba, moge wrecz podjadac ja sama! Na szczescie uzywam soli wylacznie najwyzszej jakosci - Himalajska, Celtycka i szara francuska Le Guerandais (ciagle zapominam sprobowac czarnej np. hinduskiej Kala Namak albo Hawajskiej wulkanicznej :)) ale sol to sol, chociazby byla najzdrowsza na swiecie... A powstrzymac sie nie moge... I chodzi tu o sama sol, nie slone przekaski bo ich nie jadam (chyba, ze sama cos posole :D). Glownie chodzi chyba o nawyk podjadania soli... Wyciagam sobie krysztalek i sse... albo miele ciut na dlon i polizuje.. Kto tak robi??? Z soli nie zrezygnuje ale bede musiala przerwac jej podjadanie i ograniczyc ile sie da :). Nie ma zmiluj. Nerki i serce mi podziekuja :).
Przypominaja mi sie stare dobre, nawyki jakich nabralam z poprzedniego razu... Czesc z nich zachowalam, czesc ponownie wdrazam w zycie. Probuje tez miec pozytywne nastawienie bo oczywiscie pamietam sukces, radosc ze zmian i swietne samopoczucie ale juz nie tak dobrze ile sie napocilam, nacwiczylam, nabiegalam, nakustykalam, nachodzilam glodna, naodmawialam i nazagryzalam zebow etc... :). O tej ciemnej stronie latwo sie zapomina. Bylam wtedy BARDZO zdeterminowana i parlam do przodu jak czolg.. Prawda jest taka, ze jezeli odchudzanie odbywaloby sie latwo, bez poswiecen i zagryzania zebow to na swiecie nie byloby problemu nadwagi i otylosci. Wychodze jednak z zalozenia, ze skoro raz schudlam ponad 30 kg to teraz moge 15 :). Moj cel zanizylam do 60 jako psychologiczna zagrywke ale tak naprawde to bede zadowolona z 63kg.. I tym razem juz nie powtorze bledow bo w tym przypadku nie chce wyladowac z powiedzeniem "do 3 razy sztuka" :).
Bedzie mi o tyle latwiej, ze dysponuje wiedza, ktora poprzednio dopiero zdobywalam... Nawet bez Vitaliowej diety wiem ciut o dietetycznym ale przede wszystkim zdrowym odzywianiu.. Co o jakich porach najlepiej jesc, czego nie jesc, czego nie laczyc, co laczyc, co jesc przed treningiem co po, jak cwiczyc, zeby spalac tluszcz (uwaga z CALEGO ciala, nie tylko z brzucha, tylko z bioder etc. :D ;)) zamiast nastawiac cialo na oszczedzanie etc., dlugo by wymieniac.. Pewnie. Jest sporo czego nie wiem, caly czas sie douczam i odswiezam co juz wiem.. Nauczylam sie myslec o ciele bardziej swiadomie, myslec o procesach biochemicznych w nas zachodzacych i tym co uruchamia procesy wyszczuplajace.. I co robic, zeby osiagac chciane efekty a nie przeciwne lub wrecz szkodliwe. Dla mnie dieta i cwiczenia to rowniez samoswiadomosc, rozum i wiedza.. Dobrze jest miec wlasna podparta opinie niz slepo podazac za cudzymi. Niektorzy maja racje inni nie. Sztuka jest odgraniczyc prawdziwe i uzyteczne informacje od bzdur i glupot. I dotyczy to generalnie zycia a nie wylacznie wybranych dziedzin typu - jak w tym przypadku - dieta i cwiczenia :)..
Najpierw dieta, potem cwiczenia, potem jak poprawie kondycje, dorzuce bieganie :). I bedzie tak jak bylo :). Mam to szczescie, ze zawsze bylam szczupla i dobiero po drugiej i trzeciej ciazy przybylo mi kilogramow.. Jest wiec latwiej.. Sa ludzie z problemami zdrowotnymi lub z nadwaga od malenkosci... Tym jest jeszcze trudniej...
Nie ma co sie zastanawiac tylko wziac byka za rogi i "z czolem podniesionym do gory naprzod" :)! Wazne, zebym obudzila w sobie ta niezlomna motywacje i determinacje jaka mialam poprzednio.. Bo bez tego daleko nie zajde... Ale jak zaczne to bedzie OK :). Mam 3 dzieciakow i chce zeby mieli atrakcyjna, zdrowa, silna, energetyczna, usmiechnieta i zadowolona mame a nie pasztet "gnijacy" calymi dniami na sofie lub przed komputerem, uzalajacym sie jak to kiedys bylo sie atrakcyjnym. Juz samo to jest motywacja, inne powody tez sie znajda :).
Pozdrawiam wszystkich znajomych i nieznajomych, tych walczacych lub dopiero zaczynajacych.. Do nastepnego :).
ewa_tab
14 czerwca 2016, 22:00Czytam i nie wierzę ;) Co Ty masz z tą solą? Serio aż tak? Wiesz (tylko proszę nie obraź się, bo nie pisze tego złośliwie), pierwsze co mi przyszło na myśl, to jak jeździłam na wakacje do cioci na Mazury - to jej krówki miały takie zawieszone na ścianie "lizatka" z soli (czy jak to tam się zwie ;) :D ) i podchodziły sobie lizać :D ;) Śmiałam się wtedy z tego, ale ciocia tłumaczyła mi, że to dlatego, że krówki jedzą tylko roślinki, które są trudne do strawienia (przez to mają cztery żołądki). Sól jest im niezbędna do odkładania tłuszczu - chyba nie namieszałam i dobrze zapamiętałam :D Może w ten sposób i Twój organizm dopomina się o swoje? ;) Sama nie wiem, ale skądś to się bierze :) ;) Starzy ludzie mówią, że organizm najlepiej wie, co mu potrzeba ;) Moim odwiecznym problemem natomiast jest lizanie, podgryzanie, zajadanie się, napychanie etc, wszystkim co słodkie ;) :D a już do szaleństwa kocham toffi i wszystkie karmele :D No cóż, nie ma lekko - Ty ograniczasz sól, ja słodycze :D :D Chyba nasze organizmy lekko się zagalopowały w dogadzaniu sobie i ciutek podurniały :D (no bo przeciez to nie my - nie? :D :D :D Pozdrawiam i życzę wytrwałości w dążeniu do celu :*
CiociaOla
14 czerwca 2016, 20:44Miło się czyta.A ją nie lubię słonego.Feta niby dobra a dla mnie za słona.U mnie jak siadają do posiłku to wiedzą , że sól trzeba postawić obok. Myślę,że fakt wykupienia diety jest determinacją.Tak jak u mnie