Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
podsumowanie roku zdecydowanie powinno wygladać
inaczej...


Zdałam sobie sprawę, że właśnie mija rok od kiedy przybieram na wadze...

W lipcu pożegnałam się z drogeryjnym obozem pracy, a w sierpniu zorientowałam się, że rozmiar 38 zaczyna się robić przyciasny. Szybko znalazłam winowajcę - cały czas jadłam tak, jakbym następnego dnia miała spędzić 16 godzin na nogach bez możliwości skonsumowania czegoś konkretnego. Wyszło na to, że jem dwa razy więcej niż zawsze, a mój codzienny wysiłek nie był nawet 1/5 tego z tego, co wymagała ode mnie praca...

Szykowałam się na wrześniowy ślub, więc wiadomo - starałam się opamiętać, ogarnąć to co przybyło - wtedy jeszcze miałam nad tym wszystkim kontrolę.
Po ślubie tradycyjnie wybraliśmy się na Przełom Dunajca, z którego wróciłam z kontuzją jednej nogi, i głęboką raną na drugiej. Zalecenie - siedzieć w domu przez miesiąc.

A pieniążki zaczęły się kończyć (odchodząc z pracy wyszłam z trzymiesięczną pensją, bo udało mi się zerwać umowę za porozumieniem stron, a kierowniczka nie zorientowała się, że mam duuużo zaległego urlopu - musieli mi za ten urlop zapłacić ;D) No, ale według planu do tego czasu to ja miałam już pracować, a tu lipa... areszt domowy. Nosiło mnie strasznie, tym bardziej, że nawet do sklepu nie wychodziłam :/ Zaczęło się robić zimno, o wychodzeniu w klapeczkach mogłam zapomnieć - zresztą, wyobrażacie sobie kandydata, który przychodzi na rozmowę w letnich klapkach? Co ciekawe, kontuzja przestała mi dosyć szybko przeszkadzać, nie była też poważna, jednak z połączeniem z raną drugiej nogi (na ścięgnie Achillesa) było to wystarczająco uciążliwe i dyskomfortowe.

Zbliżał się listopad, włożenie butów było już możliwe, zignorowałam resztkę strupa i postanowiłam się przejść. Efekt? Popękany strup, który "pocharatał" nieco zagojoną już ranę. Znowu musiałam trochę odczekać....:/

W tym czasie byłam już ostro (jak na mnie) utyta (rozmiar 42). Myślałam intensywnie o diecie, ale nie byłam gotowa do jakichkolwiek czynów. Po raz pierwszy zaczęłam walczyć na serio 17 grudnia. I szło mi dobrze, ale zaczęły się problemy rodzinne... Poróżniłam się z siostrą, dowiedziałam się jaką mam opinię w rodzinie, generalnie większość relacji się posypało... To chyba wtedy zaczęło być depresyjnie... Dopadła mnie niemoc. Czułam się strasznie niepewnie. Nie interesowałam się pracą, sobą... znowu się zaniedbałam...

Podniosły mnie nieco Vitaliove znajomości. Tak od lutego było różnie, raz mogłam góry przenosić, innym razem chciałam przeleżeć cały dzień pod kocem.... Dzisiaj z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest już dobrze :) Do tej pory nie rozumiem większości moich stanów z całego roku. Czuje się inną osobą, mam wrażenie, że wszystkie wspomnienia pochodzą z jakiej dziwnej książki....

Teraz muszę wymyślić jak podziękować mężowi i teściowej za niesamowite wsparcie, gdy było bardzo źle. Gdyby nie oni, ten "dziwny stan" mógłby trwać jeszcze dłużej. Tyle oni :) Teraz ja muszę się uporać z fizyczną konsekwencją ubiegłego roku.

I już się nie boję :) Wróciła mi pewność siebie:) Jeśli teraz zawiodę, to przez lenistwo, a nie przez paraliżujący strach przed wyjściem z domu.

Normalnie wyszła mi z tego jakaś spowiedź ;) Kto doczytał do końca to wie już o mnie wszystko ;) Terapeutycznie rzecz ujmując, oficjalnie stwierdzam, że ten rozdział jest zamknięty. Niniejszym wpisem do Pamiętnika dokonałam katharsis :)
  • levitacja

    levitacja

    22 sierpnia 2013, 19:57

    Ja nie porzucam, marzenia trzeba mieć ( to jest jedno z największych), a jeszcze lepiej je spełniać , choć u nas to też było by coś na miarę cudu, jakbyśmy mieli ten mały domek z ogrodem w górach. Wierze w cuda :)

  • laauraa

    laauraa

    21 sierpnia 2013, 09:18

    a daj spokój, ja już nie mam siły na tą sytuację... koleżance nie powiedziałam, że ona była konkretnym powodem naszego rozstania bo wiem, że czułaby się z tym źle :/

  • levitacja

    levitacja

    16 sierpnia 2013, 15:54

    kurcze mi jakoś ten imbir nie smakuje, a wiele razy próbowałam się przekonać, bardziej miodek gryczany. Do boju zatem z ćwiczeniami ;)

  • Hacziko

    Hacziko

    8 sierpnia 2013, 18:09

    wiesz czasami tak jest że człowiek obraca się za siebie i pyta po co mu to było ? ja mam podobne stany a co gorsza nie umiem czasami nad tym zapanować mam problemy zdrowotne, osobiste nic z tym nie robię i czasem mnie to wpędza w takie coś choć wiem, że nie warto. Cieszę się że czujesz się silniejsza to duży krok do przodu :)

  • lola7777

    lola7777

    8 sierpnia 2013, 12:06

    I dobrze...to teraz juz tylko lepiej:) ja jako Twoja Internetowa znajomosc trzynam kciuki:)

  • pitroczna

    pitroczna

    8 sierpnia 2013, 11:45

    dobrze, ze jestes dzisiaj pewna siebie i silniejsza. teraz na pewno sie uda, zycze powodzenia!

  • beatka2789

    beatka2789

    8 sierpnia 2013, 11:07

    i tak trzymaj :) trzeba walczyć :) a tak nawiasem zazdroszczę że masz teściową na którą możesz liczyć :P

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.