No dobra - żeby nie było to powiem tak - dieta ujdzie nie jest bardzo źle (najgorszy czas to wieczór i to bezapelacyjnie! chce się żelka, galaretkę, żujka...) a tu kolokwialnie du*** (przyznaje nie jestem aniołem - zjadam parę i potem - głową o ścianę i mówię Ty wariatko! w sobotę ważenie..... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA) oj będzie koszmar sobotni!
Aleeee nie jest najgorzej bo - halo halo - od 3 tygodni nie miałam w ustach wina (słodkiego bo takie uwielbiam!) to mój osobisty "krzyż" i mimo, że chwilami napiłabym się lampkę to potem jakoś przechodzi...
Dziewczyny módlcie się żeby sobota nie okazała się dla mnie szubienicą!
Paptusie :P
Lolaki
28 stycznia 2015, 22:28a za mnie w piatek chyba na paluszkach bede wchodzic oj grzesze ale co to za zycie bez grzechu
Majka2015
28 stycznia 2015, 22:24Oj te słodycze i zachcianki...Skąd ja to znam:)A za ważenie trzymam kciuki.Też z obawami czekam na piątek.
katja07
28 stycznia 2015, 21:14Tak wieczory są ciężkie,na słodycze mam taki sposób,że ich nie kupuję,czyli nie ma nie zjem:)
KatiaS.
29 stycznia 2015, 00:17Ojjjjjjj Katja07 ale ja mężowi tiramisu, seromakowiec piekę, dzieciom ciała, rogaliki itp... też... to tak się nie da... przecież oni nie muszą sobie odmawiać
katja07
29 stycznia 2015, 11:01No to faktycznie ciężko masz przy takich pysznościach,ale to przynajmniej domowe,a nie sklepowe słodycze:)