Nie, nie zamierzam rozciągać nad Wami parasola strachu. Bu, bu ,buuuu... straszy bulimia. Wypadną Wam włosy, połamią się paznokcie, dostaniecie arytmii serca, spadnie odporność organizmu... ale to wszystko już na pewno wiecie. I co? Co zmieniła ta wiedza w Waszym życiu? Nic, kompletnie nic! Włosy można inaczej uczesać, paznokcie pomalować a serce nadal bije, więc o co ten krzyk?<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Nie o to... Chodzi o to, jak się Wam żyje na co dzień. Ile radości i zadowolenia jest w Waszym życiu. Ile satysfakcji z niego czerpiecie? Jesteście zadowolone z siebie? Lubicie siebie? Lubicie innych? Wiecie, co się dzieje w Waszych głowach? Wiecie, co Was napawa strachem a co przyprawia o łzy radości? Idę o zakład, że nie macie zielonego pojęcia!!!!! Oczywiście, wydaje się Wam, że w pełni kontrolujecie swoje życie. Ale jak możecie je kontrolować, skoro nie kontrolujecie się już 10 minut po obiedzie? Co wtedy robicie? biegniecie do łazienki. A jak jesteście na tyle silne, by tam nie pójść? Jesteście załamane swoją słabą wolą i macie wyrzuty sumienia, które bardzo regularnie odreagowujecie na wszystkich dookoła. No, trzeba przyznać, pełna kontrola ;) He, he... znam z autopsji.
A co robię teraz? Po obiedzie jem deser albo wypijam kieliszek wina, albo...,o zgrozo, i jedno i drugie! Potem idę na spacer, spotykam się z przyjaciółką albo czytam książkę. I wiecie co? Potrafię się na tym wszystkim w 100% skoncentrować, bo temat obiadu kończy się dla mnie wraz ze wstaniem od stołu. Rany, jakie to jest piękne!!!!
Wredne, co piszę? Tylko prawdziwe. Szkoda czasu na „pierdolety” i mydlenie sobie oczu. Jeśli czytacie kolejny wpis, wygląda na to, że jesteście gotowe na zmianę, bo pierwszy impuls musi być w Was. Osobiście, szkoda by mi było czasu na rozważania teoretyczne. Dlatego też nie będzie nic o potencjalnych chorobach, zdrowych dietach ani cudownych uzdrowieniach. Powiem Wam jedno, a jest to klucz do wszystkiego: Mój mózg przestał być już polem bitwy.