Dość długo nic Wam nie pisałam...
marzec niestety jest miesiącem, który u mnie obfituje zwykle w odstępstwa dietowe.
Najpierw urodziny ma mój mąż, a potem ja. Wiadomo trzeba spotkać się z rodziną, z przyjaciółmi, kolejnymi.... i kolejnymi. Tak się właśnie zaczyna maraton odstępstw, bo w sobotę przychodzą jedni, w niedzielę drudzy, za tydzień to samo i tak przez cały marzec.
Zatem... nie mogę powiedzieć, że poległam, bo tak źle nie było. Posiłki były raczej bogate w warzywa i zdrowe, ale było również ciasto i wino... sporo tego wina.
Od dzisiaj wracam na dawne tory. Do świąt jeszcze trochę czasu, więc kolejne odstępstwa zapowiadają się za miesiąc ;)
Nie ważyłam się na razie, wolę się nie stresować. Zważę się w następny poniedziałek ;-)
Jutro streszczę Wam mój dzisiejszy jadłospis, bo zauważyłam że jak tego nie robię, to mniej się pilnuję.
kklaudia1882
26 marca 2019, 12:02Myślę, że takie okazje są dobrym sprawdzianem dla nas, bo dieta to nie coś tymczasowego tylko raczej zmiana na całe życie by schudnąć i nie wrócić do dawnej wagi, a takie okazje są dobre by nauczyć się zachowywać umiar i równowagę. By świętować i cieszyć się życiem i nie przesadzić :) a na wadze na pewno nie będzie tragedii skoro nie było aż tak źle :)
kasiunia20
26 marca 2019, 12:47Tragedii na pewno nie ma, bo brzuch nawet mniejszy mi się wydaje ;-) Chociaż trochę za dużo wina było w weekendy :-) teraz już nie popijamy, bo uczciwie przyznam, że źle się po tym czułam. Żołądek mnie bolał po dużej ilości kwasów ;-)