Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
......
18 grudnia 2009
Melduję, że jeszcze nie urodziłam. Dzieci dotarły ze szkoły do domu dzięki życzliwości sąsiadów. Brak prądu nie spowodował zamarznięcia okolicznych mieszkańców, chociaż nie obyło się bez złorzeczeń pod adresem magików-elektryków. Oni zresztą też nie mieli lekko. Robota na oszronionych słupach, na solidnym mrozie, napięte druty... Nie ich wina i ciężki kawałek chleba.
W samochodzie padł rozrusznik. Mój osobisty mechanik wprawdzie chce się brać za naprawę, ale nie mam serca go wysyłać na mróz. Pojazd stoi przed domem, bo w garażu musi być miejsce dla "świętej krowy", czyli niechcianego a sprezentowanego samochodu od teściowej. Gdyby nie ten prezent, to mój samochód nie miałby awarii w ogóle. Dodam jeszcze, że prezent nie nadaje się do jazdy w zimowych warunkach, czyli to typowy grat-zapchajdziura, który łądnie wygląda i na tym kończą się jego zalety....Złość mnie zbiera, ale nic to... Potupię, powarczę i na tym koniec moich możliwości. Szkoda wywoływać wojnę rodzinną i to jeszcze przed świętami.
Dziś zabieram się za porządki. Może intensywny ruch zmobilizuje mój organizm do produkcji oksytocyny i nie spędzę świąt w szpitalu. Marzy mi się urodzić i po paru godzinach wrócić do domu... Ale to nie w tym kraju, nie w tej rodzinie i nie w tych okolicznościach... Trzeba cieszyć się z tego, co się ma...
Moja kuzynka właśnie straciła męża. Nie miał trzydziestu lat. Nie chorował. Zasłabł i po trzech dniach mimo wysiłków lekarzy zmarł. Przyczyna nieznana. Za trzy tygodnie ich córeczka kończy 2 lata. We wrześniu minęła czwarta rocznica ślubu... Jednym słowem tragedia. Dla kuzynki świat się właśnie skończył. I nie jestem sobie w stanie wyobrazić, przez co teraz przechodzi.
A ja siedzę i płaczę, bo dotarło do mnie, że wszystko, co mam, co mnie otacza... może w każdej chwili zniknąć, zmienić się, być mi zabrane...
Boże, jak mi smutno...
tomberg
20 grudnia 2009, 01:31I to jest prawdziwa tragedia po której świat ma prawo się zawalić. Brakuje słów by współczuć i nie ma takich, które mogłyby pocieszyć. Łzy w oczach.
Marekkk
18 grudnia 2009, 19:33Bardzo to nieciekawe co piszesz. Człowiek który nie miał 30 lat ni stąd ni zowąd odchodzi z tego świata??? No cóż w naszych szpitalach brakuje Dr House, po prostu specjalistów. Przykre to niezmiernie, zwłaszcza, że pewnie miał szanse na życie tylko trafil w niewłaściwe ręce. Nie śmiem nawet sobie wyobrazić przez co przechodzi Twoja kuzynka. A córeczka, taka malutka. Smutne jest to nasze życie. W każdej chwili może runąć w dół to co tak misternie zostało zbudowane, w każdej chwili można stracić wszystko... JAk do tego ma się to, że mieszkam w jednym pokoju 12 m kwadratowych założonych 2 łóżkami, segmentem i w sumie łóżeczko dziecinne to już mi się nie zmieści, nie ma szans. Mimo wszytsko nijak się to ma do takich problemów, po prostu nijak. Co tu z czym porównywać.
hefalump83
18 grudnia 2009, 12:41Az serce boli. Czasami "rozpaczamy" nad 80latkami. No cóż wychowali dzieci, trochę przeżyli a tutaj taki młody człowiek... Kochana zapchajdziurę jak dojdzie do wieku zawsze można wrzucić na zabytkowe żółte blachy :) Może faktycznie intensywny ruch doprowadzi do porodu. Pozdrawiam
fisska
18 grudnia 2009, 12:28przykro bardzo....