Zaliczyłam w weekend nieplanowany wyjazd w góry. W zasadzie była to misja :-) Musiałam zawieźć quada mojemu tacie. Zapięłam więc przyczepę i pojechałam. Po raz pierwszy jechałam zupełnie sama. Bez dzieci za plecami, bez psa z chorobą lokomocyjną, bez męża i jego uwag na temat prowadzenia samochodu :-)
Było cudnie. Ten świat jest tak piękny, że jak się patrzy nań z góry, widzi się daleki horyzont, ośnieżone Tatry, skupiska maleńkich domków przycupnietych w dolinach....
I ten cudny zapach powietrza! Zmoknięte głogi i czarne bzy, zero pyłów i dymów, soczysta trawa... Świeża nutka mułów naniesionych przez wezbrane rzeki... Ogromny Dunajec, od wałów do wałów, przerażajaca masa brudnej, żółtej i kłębiącej się wody, spienionej w wiklinach... Wściekły żywioł...
Człowiek jest taki malutki i nic nie znaczący w tym kontekście. Jego problemy stają się śmieszne i nieważne...
W takich momentach nabieram dystansu do wszystkiego, a zwłaszcza do siebie.
Odpoczęłam. Problemy wróciły, ale jakoś mi z nimi lżej. Nie gniotą tak do ziemi :-)
Waga troszkę w dół. To chyba wynik zmniejszenia stresu :-) Żyły mi się rozluźniły :-D Woda odpłynęła ....
To z pewnością są zaburzenia hormonalne. Na diecie cukrzycowej jestem od 10 lat. Zapomniałam, jak smakuje cukier i owoce. I nawet mi ich nie brakuje. Ale teraz nie wiadomo, co dalej. Bo wyniki badań w normie, zaleceń lekarskich żadnych. Kręcę się w kółko jak pies za własnym ogonem. Czekam na jakieś natchnienie :-)
Za oknem cudna wiosna/lato (wg chińskiego kalendarza)! Czas łapać słońce i gromadzić energię. I szparagi smakują fantastycznie !
calineczkazbajki
6 czerwca 2014, 23:19Super :)