Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
szkoła przetrwania
25 lutego 2011
Szkoła moich dzieci zostaje jeszcze przez rok. Tzn. decyzja o likwidacji została zawieszona na rok. W tym czasie dyrekcja ma udowodnić, że szkoła jest de best i będzie jeszcze lepsza.
Ta presja likwidacyjna w sumie dobrze robi :-) Tzn. stres jest i niepewność dla dzieci. Ale efekt jest taki, że wszyscy - i uczniowie i nauczyciele- dają z siebie wszystko, żeby pokazać, że potrafią się uczyć i nauczać jeszcze lepiej!
Z tego, co wiem, to pierwsze pomruki o likwidacji były kilka lat temu. To spowodowało bardzo dynamiczne zmiany na lepsze w zapyziałej wiejskiej szkółce. Teraz to jest placówka oświatowa z górnej półki, tylko do kiedy.....
Moje dzieci raczej nie trafiały źle na nauczycieli i wychowawców. Tylko że ja wymagająca mama jestem i wiem, jak chciałabym, żeby w szkole było. I uważam, ze śrubowanie wymagań i naciski ze strony rodziców mogą tylko pomóc nauczycielom. Bo rutyna i wypalenie zawodowe dopada każdego. Dlatego ze zrozumieniem, ale stanowczo, trzeba nauczycielom "pomagać". Zawsze to jakiś świeży powiew wnosi i pozwala zacząć coś nowego.
Daleka jestem od gnębienia nauczycieli :-) Ja ich nawet lubię :-)
Nie toleruję tylko narzekania nauczycieli na dzieci. W takich sytuacjach zawsze pytam, co proponują zmienić, żeby było lepiej. I jest konsternacja, a na przyszłość pojawiaja się uwagi tylko konstruktywne. Bo teoretycznie to oni są specjalistami, a ja teoretycznie na niczym się nie znam, tylko kocham moje dzieci :-)
A teraz mam pytanie: czy któraś z Was posyła/posyłała dzieci lub sama chodziła do szkoły muzycznej?
Mam dylemat i utalentowaną córkę (albo odwrotnie) i nie wiem, czy ogólnokształcąca szkoła muzyczna dla sześciolatki to dobry pomysł... Poza tym w Krakowie są dwie takie szkoły, które zawzięcie ze sobą rywalizują, a opinie na ich temat docieraja do mnie sprzeczne....
magdaln
26 lutego 2011, 01:15Chodzilam do szkoly muycznej rownolegle do podstawowki i sredniej ( w Nowym Targu) i to bylo duze ( teraz mysle ze za duze) obciazenie przez pierwsze 4-5 lat. Bo musialam chodzic sama ( urodzila sie siostra w 1980 potem brat 1981, rodzice nie mieli czasu), z podwojnie ciezkim plecakiem ( bo ksiazki zwykle i nuty) a odleglosci jak na male grube nozki dosyc duze, w sumie cale dnie mi schodzily bo to i nauka fortepianu i rytmika i umuzykalnienie i od 4 klasy doszedl chor. Tak wiec jakbym miala wybierac dla mojego dziecka to bym wybrala polaczona muzyczna z ogolnoksztalcaca. Do takiej chodzila cora mojego meza i to swietnie sie sprawdzalo (przez pierwsze 6 lat) Tyle ze to byl Poznan, a nie Nowy Targ.
Dareroz
25 lutego 2011, 19:02ja przy takich pytaniach jestem skonsternowana, bo... nie zamierzam za kogoś wychowywać jego dzieci ;) Nauczyciele, pomimo tego, że pragną każdego pouczać, bo wiedzą najlepiej, zaczęli uważać na to, co mówią- rodzic w każdej chwili jego slowa może wykorzystać: a ta pani każe mi zrobic tak. Osobiście unikam takich rzeczy, choć zdarza mi się palnąć coś w stylu "może powinna pani..."... Na pewno nie lubię bezradnych rodziców, którzy cały czas pytają: no to co ja mam zrobić? Przecież te dzieci wychowują rodzice dłużej niż nauczyciele, którzy zreszta mają po kilkudziecięciu podopiecznych, a rodzice tylko 2-3. Szkoła muzyczna? Może powinnaś... ;) Zapytaj dziecko, czy chciałoby chodzić i się uczyć :) Ale z tą wagą to zaszalałaś! Pękam z zazdrości!!! :)