Hej Wszystkim!
Kolejny tydzień za mną, bardzo szybko mi minął. Nie odpuszczałam sobie ćwiczeń, z czego bardzo się cieszę. Wyszło mi w tym tygodniu 3 razy bieganie (w tym jedno interwałowe) i 2 razy rower. Co prawda miałam pewne przesunięcia w planie, ale zrealizowałam go w 100%. W środę byliśmy w odwiedzinach u rodzinki i chcąc, czy nie chcąc musiałam zrezygnować z części ćwiczeń (te 1,5godzinne „dywanówki”) i rano poszłam biegać. No i całkiem nieźle mi się biegało tego dnia, chociaż już było dość gorąco. A środowe „dywanówki” przesunęłam na dzisiaj, gdzie teoretycznie weekendy (soboty i niedziele) mam wolne od jakichkolwiek ćwiczeń. Pozostałe treningi biegowe również dobrze mi poszły, przy interwalach trochę bardziej się męczę, ale faktycznie są one trochę wyczerpujące. Jazdy na rowerze również dobrze mi poszły. Byłoby idealnie, gdyby nie wiatr, miałam trochę ciężej, ale dałam radę. Nawet nie wiem, kiedy tak polubiłam wysiłek fizyczny. Jak nie mogę poćwiczyć, to czegoś mi tak brakuje.
Dietowo też jest całkiem nieźle. Ostatnio ze słodkości wcinałam praktycznie tylko w miarę zdrowe owsiane ciasteczka (na ostatnią niedzielę zrobiłam ich tyle, że cały tydzień się je jadło. J. No i wczoraj i dziś zjadłam odrobinę ciast z osiemnastki dziewczyny mojego brata – odrobinę to znaczy po malutkim odkrojonym nożem kawałku ciast (dosłownie takie paseczki). Czyli chyba nie jest źle.
Podjęłam też pewną ważną decyzję – w sierpniu (a może i dłużej) nie będę pić alkoholu, pod jakąkolwiek postacią. Zasadniczo nie pijam alkoholu, jedynie od wielkiego dzwonu trochę winka, albo jakiegoś likieru. Alkohol właściwie mi tak naprawdę nie smakuje. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, bym w ogóle przestała go pić. A to, że bliscy/znajomi stroją sobie żarty z mojego niepicia, to wyłącznie ich problem. Alkohol nie jest mi po prostu potrzebny do zabawy/rozmowy i chcę by inni uszanowali mój wybór, tak samo jak ja nie bronię im picia alkoholu. Tylko boli mnie to, że żyjemy w takiej kulturze, że to abstynenci muszą się zawsze tłumaczyć, dlaczego nie piją, jakby byli jakimiś odmieńcami. Smutne to, ale nic na to nie poradzimy.
Jedyny żart w tej kwestii , na który się nie obrażam to słowa mojego brata, że byłabym idealnym kierowcą. Co prawda to prawda. Jeden mały szczegół – najpierw muszę zdać to prawko. Z bratem ciągle ćwiczę wszelkie możliwe manewry. Parkowanie wychodzi mi „dziko” – tzn. o ile z prostopadłym i skośnym już sobie dobrze radzę, ale równoległe to jakaś masakra. W moim wydaniu wygląda to tak, że albo non stop muszę robić korekty, bo krzywo samochód ustawiony, albo nie mogę zorientować się, jak zrobić tę korektę, za późno/za wcześnie skręcam. No. Po prostu jakaś tragedia. W poniedziałek chyba zadzwonię do tego instruktora mojego brata i ustalę sobie terminy kilku jazd. Nie wiem jeszcze, czy coś z tego wyjdzie, bo mam małego stracha, że po takiej przerwie to mam potężne braki. Teorię wciąż powtarzam, nie najgorzej mi idzie, ale te jazdy to pewnie nie pójdą mi tak łatwo. No, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam Was i do następnego tygodnia