Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
bieganie, powrót do "nauki jazdy" i co z tego
wynika :-)


Hej Wszystkim!

Kolejny letni tydzień jakoś mi minął. Pogoda byłaby super, gdyby nie to, że co jakiś czas powtarza się schemat: najpierw duszno, parno, a wieczorem deszcz, czasem nawet z burzą. No, ale jakie powietrze jest po takiej burzy – świeże, rześkie. Chyba we wtorek poszłam po takiej burzy biegać. Naprawdę świetnie mi się biegało. Coraz bardziej się w to wciągam. W tym tygodniu biegałam też w ostatnią niedzielę. Natomiast w poniedziałek była godzinna jazda na rowerze. Ah! Jak ja polubiłam ruch. Pomyśleć, że w szkole nienawidziłam W-fu.:D A teraz wypróbowuję różne jego formy i wybieram te, które najbardziej mi się spodobały. Od poniedziałku do piątku oprócz ruch w formie jazdy na rowerze/biegania ćwiczę też w domu 1,5 godziny. Mama patrzy na mnie czasem ze zdziwieniem, skąd mam tyle siły i energii na to.:) Dietkowo też całkiem nieźle wypadł mi ten tydzień. No może prawie, bo znów jestem u cioci (tym razem z całą rodzinką) od środy wieczorem. Co to ma do rzeczy? Otóż już wyjaśniam. U cioci zawsze tyle jest jedzenia, niekoniecznie zdrowego – zwłaszcza mnóstwo słodkości. No i sama uważa, że za mało jem. A ja jem tyle, że mi wystarczy, tak by nie czuć głodu. Słodycze owszem, ale w małej ilości. No i generalnie nie jest źle. A z "nowości nie związanych z odchudzaniem, to kupiłam sobie dziś czrne sandałki, które od razu wpadły mi w oczy (znów w CCC).:) Tanie to one nie były, ale mam nadzieję, że na dłużo mi posłużą. Przydadzą mi się teraz, bo dotąd na tak ciepłą pogodę z obuwia miałam tylko czrne, dość "wysłużone" balerinki, brązowe, do kostek buty (strasznie ciężko je się zakłada), no i sportowe. A do nich właśnie dołączyły sandałki. :-) Aż się zdziwiłam, że był mój rozmiar, bo mam dość duży jak na kobietę -  41. Niby można znaleźć w sklepach ten rozmiar, ale niekoniecznie takie buty, który by mi się spodobały 

A propos jeszcze biegania. Dziś poszłam znów biegać, tym razem z siostrą. Przebiegłyśmy około 9 km. Piszę „około” , bo Endomondo w żaden sposób nie chciał złapać mi sygnału GPS. Nie wiem czemu mi tak nie działa, bo bratu łapie sygnał bez problemu. W najlepszym razie muszę wcześnie przed biegiem/jazdą na rowerze włączyć Endomondo, to wtedy mi działa. W sumie dziś pierwszy raz miałam taki problem. No, a wracając do biegania, całkiem fajnie nam się biegało, ale stwierdziłam, że wolę biegać chyba sama. Siostra ma tak fantastyczną kondycję i w zasadzie biegłyśmy jej tempem. Z pewnością biegłam szybciej niż zwykle – w niecałą godzinę (55min) wyszło te jakieś 10km. Ona tak zwinnie i sprawnie biegała, a ja tak jakoś ciężko. Chyba to nic dziwnego skoro ona taka drobna (jakieś 53kg przy wzroście 167cm), a ja tyle ile mam na pasku. Już po przebiegnięciu połowy trasy czułam się porządnie zmęczona. No, ale sam fakt, ze dotrzymałam w miarę kroku moje siostrze jest imponujący. Ona nawet stwierdziła, że biegniemy „takim optymalnym tempem”. Ha! Optymalnym chyba tylko dla niej. Podłamałam się nieco z powodu mojej kondycji. Od dłuższego czasu przecież i ćwiczę, od jakiegoś miesiąca biegam, albo jeżdżę na rowerze, a kondycję mam gorszą od siostry, która właściwie okazjonalnie ćwiczy tzn. kiedy ma ochotę, czas, no i ma czasem takie „zrywy” na wysiłek fizyczny. Świat niestety nie jest sprawiedliwy. Po biegu porządnie się porozciągałyśmy,  by nie mieć jutro zakwasów. J A później zjadłam kolację: gołąbka w sosie pomidorowym od obiadu i 3 ogórki. Tak szczerze nie miałam na nic ochoty, ale zjadłam, bo po wysiłku to raczej trzeba jakoś odzyskać siłę. J

Pamiętacie, co ostatnio pisałam o moim zdawaniu prawka. Otóż mój brat we wtorek odebrał prawo jazdy i zaczął mnie „szkolić”. No i generalnie dość bardzo widać było moja 8-miesięczną przerwę. Po pierwsze przeraża mnie prędkość i niezbyt sprawnie na początku zmieniałam biegi. Ale szybko to poprawiłam i zaczęłam w miarę poprawnie jechać. Później szybka nauka zawracania – tu mi poszło całkiem nieźle. W środę do tego dołączyłam „naukę” parkowania. Niestety prostopadłe wychodzi mi na razie tragicznie, ale skośnie i o dziwo równoległe całkiem nieźle. A tak ogólnie podobno za mało rozglądam się – brat  mówił, ze co prawda, tam,, gdzie jeździliśmy nie było praktycznie ruchu, ale muszę wyrobić sobie nawyk rozglądania się. „Zagroził” mi trochę, ze jak nie zacznę się rozglądać, to nici z naszej „nauki”. J No i albo za wcześnie, albo za późno włączam kierunkowskaz (albo czasem zapominam). Zrobiłam się jakaś taka roztrzepana.  Co ta przerwa potrafi zrobić. Żałuję, ze taką długą sobie zrobiłam. Na razie się nie poddaję i walczę. Teorię też powtarzam – tu idzie mi całkiem dobrze, dość sporo pamiętam. Mam nadzieję, ze coś z tego wyjdzie. Oczywiście zamierzam wziąć sobie jeszcze porządne jazdy z instruktorem, ale najpierw muszę co nieco sobie przypomnieć. 

Pozdrawiam Was serdecznie. Do zobaczenia w następnym tygodniu. :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.