Witam wszystkich!
Wiem, długo nie pisałam, za to was przepraszam. Co do mojego odchudzania się, nadal staram się trzymać diety – 5 posiłków dziennie. Czasem zjem też coś „słodkiego”, ale po pierwsze w niewielkich ilościach, a po drugie staram się, by to „słodkie” było w miarę zdrowe i miało też jakieś wartości odżywcze. No i jeszcze a propos diety ostatnio staram się dbać, by moja dieta miała dużo żelaza. A czemu? No dobra pochwalę się Wam – niedawno zostałam Honorowym Dawcą Krwi. Wszystko było niby ok, zostałam zakwalifikowana przez lekarza do oddania krwi, ale mój poziom hemoglobiny ledwo się mieścił w dopuszczalnej normie – miałam 12,6 mg/dl, a kobiety muszą mieć ten poziom 12, 5 mg/dl. Nadal chcę oddawać krew, ale boję się, że znów spadnie mi jej poziom (kilka miesięcy temu robiłam sobie morfologię i miałam znacznie wyższy – 13,7). W sumie nie wiem, czemu tak mi spadł. Może to efekt diety, zbyt intensywnych ćwiczeń. W każdym razie, aby zadbać o poziom hemoglobiny, zaczęłam jeszcze bardziej zwracać uwagę na to co jem. Dodatkowo piję też codziennie 2 kubki naparu z pokrzywy, czytałam, że działa on krwiotwórczo (zwiększa poziom hemoglobiny i czerwonych krwinek). No, a poza tym świetnie działa na włosy, paznokcie i cerę. Piję napar od niecałych 3 tygodni, a włosy fajnie mi się wzmocniły, zwykle wiosną/ na początku lata trochę bardziej mi wypadają, a teraz już nie. Paznokcie już mi się tak nie łamią jak kiedyś, a cera pięknie mi się poprawiła. Miałam niewielkie wypryski, a teraz prawie mi już zniknęły.:-) Na początku trochę się obawiam pić ten napar z pokrzywy bo czytałam, że ma okropny smak, że mogą się pojawić „niespodzianki” w postaci wyprysków, „sensacji” żołądkowych itp. Ale nie w moim przypadku, na szczęście.:-) Napar bardzo mi smakuje, mogłabym pewnie nawet pić go więcej, ale nie chcę przesadzać.
Oczywiście nie zapominam o ćwiczeniach. Ćwiczę tak 5 razy w tygodniu dość intensywnie, co jakiś czas zmieniam zestawy ćwiczeń, żeby mój organizm za bardzo nie przyzwyczaił się do tego wysiłku. Ostatnio nawet zaczęłam biegać, na razie planuję tak 3 razy w tygodniu po 30 minut, żeby stopniowo zwiększać długość i intensywność biegania. Wstępnie myślałam też o jeździe na rowerze, też to może być świetna sprawa (kiedyś regularnie jeździłam na rowerze). No, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. No i nie kontroluję maniakalnie mojej wagi (to tylko cyferki), bo wiem, że waga to nie wszystko. Ważniejsze jest to, jak ciało się zmienia. Ostatnio parę osób mnie pochwaliło, że trochę zeszczuplałam. A waga wciąż była prawie na jednakowym poziomie. I wiecie co? Nawet tym się nie martwię, przecież nie mam wypisane na czole, ile ważę. J
W kwestii podejmowania ważnych decyzji mam mały/duży problem. Otóż chodzi o to, że chciałabym znów spróbować zdawać na prawo jazdy., ale….To „ale” najbardziej przeszkadza mi w podjęciu decyzji. W końcu tyle razy już podchodziłam do egzaminu z mizernym skutkiem oczywiście (można by rzec, że jestem weteranką w zdawaniu). Stąd pierwsza myśl, że może się nie nadaję. Po drugie miałam dość długą przerwę w zdawaniu (przeszło 7 miesięcy) i pewnie przydałyby mi się dodatkowe jazdy. Ostatnio nawet miałam jazdę z instruktorem mojego brata. Jak na taką przerwę całkiem nieźle mi poszło, aczkolwiek nie obyło się bez paru mniej i bardziej poważnych błędów. W każdym razie było widać moją przerwę w jeżdżeniu. Instruktor mojego brata jest bardzo wymagający, podobno nigdy nie pochwalił żadnego kursanta, wprowadza ogromny stres na jazdach, niekiedy miałam wrażenie, że jest gorszy od jakiegokolwiek egzaminatora. Podobno prywatnie jest w porządku, tylko taki jest na jazdach. Na tej swojej po pewnym czasie miałam ochotę wysiąść z samochodu. No, a bliscy namawiają mnie, żebym poszła do niego na jazdy, że w ten sposób uodpornię się na stres i na egzaminie nie będę się już tak denerwować. Z tym wiąże się mój kolejny dylemat. Ten okropny, wszechogarniający mnie stres podczas egzaminu. Może to dziwne, ale z każdym kolejnym egzaminem coraz bardziej się stresuję. Myślę sobie, że teraz muszę zdać, ze to będzie wstyd jak znowu obleję, przeraża mnie osoba egzaminatora, który obok mnie siedzi i krytycznie ocenia. No i szybko się dekoncentruję, jak popełnię jakiś błąd, nawet taki najmniejszy. Ostatnio taki stres doprowadził mnie do ataku paniki (już po egzaminie) w autobusie, który zakończył się wezwaniem pogotowia (opisywałam to w jakimś wcześniejszym wpisie). Ciągle to pamiętam i po prostu boję się, że znowu do tego dojdzie. Nie potrafię przewidzieć jak duży będzie mój stres podczas następnego egzaminu. Znając siebie, wiem, że na pewno będzie. Chciałabym jakoś to opanować , ale nie potrafię, nie wiem jak to zrobić, wyciszyć, uspokoić się. Strasznie mnie to męczy. Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym brać jakieś środki uspokajające, bo one albo w ogóle na mnie nie działają, albo zadziałają zbyt mocno(miałam już takie „przygody”).Wolałabym raczej nauczyć się walczyć ze stresem, to przydałoby mi się nie tylko w tej sytuacji (generalnie jestem osobą, która wszystkim się przejmuje, stresuje, w domu jestem nazywana „panikarą”) Myślałam nawet, by pójść z tym do psychologa, ale nie wiem, czy to nie jest zbyt banalny powód, ludzie pewnie mają poważniejsze problemy, no i bardzo się wstydzę, że mam taki „trywialny” kłopot. No i ostatnia sprawa, może trochę „głupia” – zawsze jak miałam ustalony termin egzaminu, moja mama zaraz zaczynała wspominać o tym naszym bliskim i swoim znajomym, szczególnie takiej naszej sąsiadce, z którą pracuje. No, a potem zaczną się pytania: „no i zdałaś to prawko wreszcie?”, „a na czym oblałaś?” Dostaję „dobre” rady, co zrobić, aby zdać, żebym się nie stresowała, że to tylko zwykły egzamin, bla, bla, bla…. Już naprawdę mam dość takiego gadania. Wolałabym, żeby inni się zajęli swoimi sprawami. Mieszkam w małej miejscowości, gdzie praktycznie wszyscy o sobie wiedzą, bardzo niekomfortowa sytuacja. Zwykłe zdawanie na prawo jazdy zamienia się u mnie w totalny horror. Zamiast się skupić na jazdach, czy egzaminie, zaczynam traktować to całe zdawanie strasznie „zadaniowo”, byle by tylko zdać, by się ode mnie odczepili z tym gadaniem. Do tego mama bardzo mnie namawia, żebym znowu spróbowała zdawać. A ja mam więcej wątpliwości niż pewności w tej kwestii. Owszem prawo jazdy niewątpliwie by mi się przydało, wygoda, uniezależnienie do innych środków transportu – w mojej miejscowości dojazdy gdziekolwiek są kiepskie (zwłaszcza w okresie letnich wakacji), a proszenie kogokolwiek o zawiezienie po raz kolejny jest trochę nie na miejscu. (często siostra mnie gdzieś podwoziła, ale jak np. kłóciłyśmy się, to potrafiła mi to wypomnieć, jak to musiała poświęcić dla mnie swój czas). Poza tym jazda samochodem naprawdę sprawia mi przyjemność, lubię jeździć , jestem przekonana, że po zdaniu prawka dokument nie kurzyłby się bynajmniej w jakiejś szufladzie.:-) Przepisy ruchu drogowego znam dobrze, nieraz bratu pomagałam wyjaśnić jakieś wątpliwości, jak czegoś nie wiedział (jest w trakcie robienia prawka), okazało się, ze sporo pamiętam, co najwyżej przydałoby mi się małe odświeżenie wiedzy. Na drogiej szali niestety stoi ten mój ogromny stres, denerwowanie się. Są tacy ludzie, którzy doradzają mi , żebym ponownie spróbowała (np. moja mama), ale też i tacy, którzy radzą mi odpuścić sobie to zdawanie, że i tak nie będę dobrym kierowcą, skoro tak się stresuję na egzaminie, to co będzie potem jak zdam prawko i będę musiała wyjechać sama na drogę (np. moja siostra, która zdała za pierwszym razem). Jestem potwornie zagubiona.
Dobra kończę te moje wywody, bo chyba was już nieco zanudziłam.:-) Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca tego wpisu. Pozdrawiam was serdecznie i życzę oczywiście powodzenia w walce o lepszy wygląd. J
kasia8921
2 czerwca 2014, 16:59Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. :-) Może w końcu zdecyduję się na zdawanie. Prawda jest taka, że zdanie prawka zależy nie tylko od umiejętności, ale także od opanowania stresu. Właśnie nad tym chyba warto popracować.