Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
54 dzień


Jest dobrze :) z małymi wyjątkami...

Ogólnie staram się jeść zdrowiej, pilnuję żeby nie robić za długich przerw między posiłkami i na ogół się to udaje. Udaje mi się też już zjeść śniadanie do 2-3 godzin od pobudki z czego jestem mega zadowolona :) i to śniadanie na wypasie: herbatka, 2 kromeczki chleba (czasem 3) jajeczniczka i pomidorek albo ogórek albo kawałek sera białego i drugą kromeczkę z czym innym. Ogólnie jestem zadowolona ze śniadań. Później jakaś przekąska koło południa czasem trochę później  i tu niestety zwykle pozwalam sobie na kawałek czegoś słodkiego ale muszę przyznać, że teraz jest tego na szczęście mało w porównaniu do tego co kiedyś. Koło 15-16 też coś małego. I zaczęłam robić obiady, tzn. ze 3-4 razy się udało w tygodniu ale też staram się w miarę zdrowo i fit. Obiady mamy późno bo dopiero jak mąż wraca i zwykle koło 18. W weekend odpuściłam, wczoraj nie miałam siły, jakaś bez życia byłam to mąż coś na wynos przyniósł a dzisiaj on gotuje :) i chyba taki układ postaram się wprowadzić ja w tygodniu on w weekendy tylko jeszcze o tym nie wie :) W weekendy obiad na szczęście jest wcześniej 14-15. I później na kolację koło 21 jogurt pitny (u mnie Activia). Wieczorami mały jest najbardziej absorbujący i ciężko byłoby coś zjeść przy stole i kolacja jest na zasadzie jak karmię małego po kąpieli to drugą ręką piję jogurcik. Później zwykle jeszcze godzinka tulania lub noszenia małego a o 22-23 nie chciałabym jeść, zresztą już nie miałabym siły czegoś szykować.

Jeśli chodzi o ćwiczenia to też pozytywnie. Ćwiczę z boskim planem dla mam i zwykle jest to 20-30 minut dziennie delikatnego treningu ale pot się ze mnie leje, kondycja słaba :( nawet zakwasy po wykrokach miałam. Na szczęście czuję że ciało gdzieś tam się budzi do życia :) i codziennie spacerek, uzależniłam się od nich po prostu, raz mi się nawet zdarzyło że delikatnie mżyło a i tak wyszłam na półtorej godziny, mały w wózku zabezpieczony przed deszczem to tylko ja zmokłam :D ale psychicznie jest mi to mega potrzebne i fizycznie też się lepiej czuję. I udaje się codziennie robić już z 10 000 kroków albo czasem i więcej :) wczoraj tylko nie byliśmy bo pogoda nie pozwoliła choć wyczekiwałam momentu i nawet przez chwilę nie padało i szybko nakarmiłam małego, ubrałam i myk wychodzimy a tu otwieram drzwi garażu (z klatki wychodzę przez garaż bo nie ma schodów) a tu deszcz i z powrotem do domu ;/

Jeśli chodzi o moje życie jako mamy to też już jest lepiej. Mały zaczął łapać jakiś rytm. I zwykle udaje mi się wykąpać w miarę z rana jak nie śpi bo światła w łazience są takie fascynujące :) (mamy łóżeczko na kółkach i ustawiam je w drzwiach łazienki). I w ciągu dnia mało śpi ale udaje się już coś w międzyczasie zrobić i nawet poćwiczyć i obiad szybki ogarnąć i odkurzyć (zamieniłam dywan na matę do zabawy i leżenia i ćwiczenia i widać jaki dywan to łapacz brudu więc odkurzanie codziennie). I z rana są uśmieszki małego co też dodaje multum sił mamie na cały dzień. A popołudniowo-wieczorne marudy są łagodniejsze. Jedynie co to teraz po kąpieli już się nie wycisza magicznie tylko jeszcze z godzinkę wojujemy ale za to przed kąpielą jest lepiej. Jak byliśmy u neurologa to mówił, że faktycznie mocno główkę w każdej pozycji wygina do tyłu i żeby mu masaż Shantala robić i wieczorem przed kąpielą się masujemy i dziecko jest wtedy trochę spokojne i widać że lubi chyba to :) Jedynie co to dwa razy (tydzień po tygodniu) mocno go wysypało na buzi i do tej pory nie wiem po czym ;/ chemia raczej nie bo ciągle to sama (do prania i do ciałka), raczej po czymś co jem chyba... próbuję ograniczyć nabiał i przestałam całkiem pić mleko (a uwielbiam i płatki i wszystko) tylko w piątek zrobiłam naleśniki i obserwuję. Na początku całkiem próbowałam odstawić nabiał ale ciężko tak bo w zasadzie w każdym posiłku był a i mówią że wapń, że białko więc koniec końców ograniczyłam mocno jak na mnie. Tylko co któryś dzień kawałek sera białego na śniadanie i na kolację jogurcik no i piątek naleśniki z serem były. Póki co już go tak nie wysypało mocno jak te dwa razy ale czasami wydaje mi się że troszkę na ciele ma wysypki (ale takiej bladej w kolorze skóry) i nie wiem czy to nowe czy zostało. Rozmawiałam z mamą i mówi żeby obserwować bo nie mamy pewności czy to faktycznie nabiał a może coś innego...

Na koniec słabości. Wczoraj był nie mój dzień. Brak sił totalny, pogoda do kitu no i w piątek trochę więcej słodyczy wpadło. Naleśniki z serem na obiad i ciasto dyniowe robiłam ale mieliśmy rocznicę pierwszej randki i chciałam zrobić coś z tej okazji. A obiad słodki bo na pierwszą randkę mąż się nastawił na obiad/kolację (nie wiedziałam) a ja powiedziałam że nie jestem głodna (wcześniej jak już umówiłam od wielkiego dzwonu to zawsze tylko kawa była) i po ciastku zjedliśmy (ja słodyczolubna) i się śmieje że to powinno mu dać znać że ja to zawsze ciastko wybiorę :) a w sobotę poszliśmy do bratanka męża bo miał 3-urodziny tydzień temu (byli u dziadków wtedy) i tam też kawałek ciasta wpadł i ogólnie mój rozkład godzinowy dnia się rozsypał. No i spaceru nie było więc tylko 3,5 tysiąca kroków. No i waga jak ładnie spadała przez cały tydzień do 35,6 kg (wow) tak dzisiaj już 36,8 kg ;/ ale mam nadzieję, że to chwilowe i jutro wrócimy na dobre tory.

  • Agnusia93

    Agnusia93

    11 października 2020, 15:27

    Super ze z synkiem już idzie leoiej🙃 co do tej wysypki. Idź z nim do lekarza. Jeśli to skaza białkowa to organizm potrzebuje 28 dni na oczyszczenie i przez ten czas nie można nic z nabialu jeść... A po tym czasie jak objawy miną to można pomału wracać po jednym skladniku i obserwować. Ale to może być zupełnie co innego niż skaza. Ja jak mam wątpliwości to dzwonie i umawiam wizytę. Fajnie że udaje ci się już nawet cwiczyc🙃 A jak idzie karmienie? Jest lepiej?

    • kasia.89

      kasia.89

      13 października 2020, 14:39

      Z tą wysypką to rozmawiałam z mamą (jest lekarzem z typu zdroworozsądkowych) że ciężko stwierdzić co to i żeby obserwować i ustaliłyśmy że jak nie wiem dokładnie po czym to mogę spróbować ograniczyć nabiał i jak będzie lepiej to spróbować wyeliminować ale żeby najpierw się upewnić czy to to, byłam w tym czasie też w poradni neonatologicznej w szpitalu (akurat mieliśmy się zgłosić po 5-6 tygodniach od wypisu) i tam też mówili że spróbować ograniczać różne rzeczy które podejrzewam ale najpierw ustalić co wywołuje takie objawy. Jedynie co to ciężko stwierdzić bo teraz już go tak nie wysypuje więc nie wiem po czym to było :( postanowiłam na wszelki wypadek jeszcze ograniczyć nabiał (ser i jogurt wieczorny już odstawiłam nawet chleb bez masła dzisiaj był) ale łapię się na tym, że ciężko tak w 100% np. jajecznicę na śniadanie na czym (na oleju fuj) czy mąż zrobił zupę i wlał już śmietanę do całego gara... więc chyba skończy się na tym, że ograniczę ile się da ale nie uda mi się całkiem ze wszystkiego wyeliminować. Z karmieniem lepiej już nie boli na początku ale nie raz czuję zmęczenie materiału po bardziej intensywnym dniu, ale nadal nie odczuwam karmienia jako jakiś magiczny moment, przyzwyczaiłam się trochę do tego ale nie jest to coś za czym będę tęsknić

    • Agnusia93

      Agnusia93

      13 października 2020, 17:28

      Masło klarowane można jesc🙃🤭 i są inne zamienniki najczęściej bio Vegę i ja się nimi ratuje🙃

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.