Jestem na siebie trochę zła. Jak zwykle, gdy przyjeżdża moja mama, ja przestaję racjonalnie się odżywiać. Wiecie, jak gotuję sama, to łatwiej mi to wszystko kontrolować, bo w sklepie kupuję to, co mi jest potrzebne, żeby ugotować zdrowe rzeczy. Jak przyjeżdża moja mama, to na jeden dzień przejmuje kuchnię i wprowadza swoje nawyki. Tak wiem, coś za coś - kto ma chochlę ten ma władzę? Czy jakoś tak ;) hehe. W każdym razie były tradycyjnie pierogi ruskie. W sumie ok, nie trzeba zjeść przecież od razu 20 szt. Kiedyś, jak liczyłam jeszcze kcal, to wyszło mi, że z czystym sumieniem mogę zjeść te 6-7 sztuk i wyjdzie standardowy kalorycznie obiad (choć nie ukrywajmy, że ubogi jakościowo - wszak to ziemniaki, ser i pszenica). No i właśnie o tą pszenicę mi się rozchodzi. Nie jestem zła na siebie bo zjadłam pierogi, właściwie ilościowo nie zjadłam ponad normę, ale jakościowo dramat. My w domu właściwie od dawna jemy pieczywo żytnie, najlepiej razowe. Umówimy się - pszenica w dzisiejszych czasach jest już tak zmodyfikowana, że właściwie to już tylko zapełniacz - a jeśli jest w formie tej najbardziej przetworzonej, czyli zwykła, biała mąka, to już w ogóle. Nie powiem, że nie jemy wcale, ale generalnie unikamy. Czasem jakieś ciasto zrobię, ale tez zazwyczaj z mąki mieszanej (pszenna i orkiszowa). Ale jak przyjedzie moja mama, to się rozpoczyna festiwal białej mąki pszennej. Pszenica króluje na prawo i lewo. Pierogi, bułki pszenne, placuszki z ciasta, które zostało po robieniu pierogów. Pszenica, pszenica i jeszcze raz pszenica :/ I co z tego, że kcal w porządku. I tak samopoczucie mi spadło. Wkurza mnie, że nie umiem się opanować. To jest tak, że jak nie mam w domu to mnie nie korci, ale jak już mam pod nosem, to nie umiem nie zjeść. Coś mama kombinowała jeszcze, że może zrobi rogaliki drożdżowe z dżemem, ale na szczęście wybiłam jej to z głowy :] Chociaż tu się nie złamałam ;) Bo jakby zrobiła, to zapewne kalorycznie byłoby już grubo na koniec dnia. Na szczęście od dzisiaj już ja przejmuję stery w kuchni, więc znowu będą warzywka na parze + może mięsko lub rybka :) Pocieszam się trochę, że nie obżarłam się na zapas oraz tym, że czitday raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Raz na jakiś czas! Rada dla mnie: albo nie dopuszczać mamy do kuchni albo (skoro już chce gotować) to samej wymyślić jej taką potrawę, żeby był wilk syty i owca cała :)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
ola05
19 kwietnia 2018, 12:28Ja byłabym szczesliwa że mama zrobila pierogi . Uwielbiam . :-) A mąkę można zamienić na pelnoziarnistą albo jakaś inną
Karolka_83
19 kwietnia 2018, 13:22Też uwielbiam pierogi :] Jestem bardzo szczęśliwa, że chce jej się je robić :] Pierogi są ok. Ok za to nie było wciągnięcie tych placuszków z ciasta pierogowego i bułek pszennych, takich wiesz, najtańszych z najtańszych ;) Na szczęście to tylko jeden dzień. Ilościowo wyszło spoko, ale jakościowo to klasyczne moje stare nawyki żywieniowe typu sucha buła, suchy placek, suche ziemniaki, zero witamin a później wieczne zachcianki, bo organizm domaga się czegoś konkretnego a nie zapychaczy :) Ja już teraz walczę z jakością jedzenia