Mam problemy. Jak każdy zapewne, ale chodzi mi o rzeczy, które bardzo utrudniają mi odchudzanie wszelakie:
1. Lubię jeść - nie wyobrażam sobie jedzenia na pół gwizdka - jeść tak aby czuć się lekko niedojedzonym - nie umiem, nie potrafię i nie chcę. Jestem wtedy głodna, jest zła, jestem sfrustrowana. Robiłam tak już masę razy i ZAWSZE kończyło się to w końcu rezygnacją i powrotem do starych nawyków a nawet gorzej - do przeżerania się. Dlatego tym razem podchodzę do tematu inaczej. Skoro nie mogę przyciąć ilości (tzn trochę mogę, ale bez przesady) to pójdę w jakość. Kupiłam parowar - wszak przykładowo można zjeść więcej mięsa parowanego niż w formie smażonych kotletów ;) No i przede wszystkim warzywa smakują obłędnie - ooo przy okazji zacznę je jeść, bo jak do tej pory to słabo w tej kwestii bywało.
2. Podjadam - ojj tak, to moja zmora. Niby niewiele objętościowo (nie wsuwam paczki czipsów na raz czy coś), ale wiecie jak to jest - tu paluszek, tam cukierek, tu banan, tam kawałek chleba, bo dziecko nie zjadło a szkoda wyrzucić (właśnie z tym dojadaniem po dzieciach też mam problem - nie lubię marnować jedzenia i zawsze po nich dojadam - nawet jak jestem najedzona). Musze zmienić ten nawyk koniecznie.
3. Komplementy - tak, tak, jakkolwiek głupio i niedorzecznie by to nie brzmiało to jak uda mi się zrzucić kilka kg i ludzie zaczynają mi prawić komplementy to podświadomie chyba rodzi mi się w głowie myśl, że już jest ok, już jest dobrze, już wyglądam fajnie i nie muszę się już tak męczyć. Mogę wreszcie zjeść to ciasto i zjeść coś o 23.00. Jak zaczynają się komplementy, to zaczyna się równocześnie moje systematyczne (nie naraz, co to to nie) łamanie zasad żywieniowych i równia pochyła w dół. A raczej w górę na wadze... Nie wiem z czego to wynika. Komplementy powinny mi dawać kopa i power do dalszego działania, a jednak działają na mnie odwrotnie.
4. Picie wody a raczej nie picie. Nie mam pragnienia, nie chce mi się pić. Jakby to ode mnie zależało, to wystarczyłyby mi 3 kawy w ciągu dnia. Ale nie ma że boli. To akurat pierwsze czego pilnuję przy każdej próbie odchudzania - minimum 6 szklanek wody, chciał czy nie chciał. Żeby mi miało nosem i uszami wyłazić.
Patrząc z boku na te moje wypociny, nie powinno być trudno schudnąć. Wyeliminować te 4 punkty i już. W teorii. Mam nadzieję, że w praktyce tym razem się uda :) Cóż mogę rzec - mam słabą silną wolę ;) Dlatego postanowiłam opisywać od czasu do czasu na jakim jestem etapie. Możliwość przeczytania tego, co rodzi mi się w głowie + czarno na białym zapisane grzeszki i sukcesy + ewentualne kopy w dupę od czytelniczek (o ile ktoś tu będzie zaglądał) - to może się udać :) Czego sobie i Wam życzę!
snowflake_88
15 kwietnia 2018, 11:19Co do parowaru to mam od jakichś dwóch tygodni i jestem zachwycona :) Faktycznie warzywa smakują obłędnie, nie trzeba ich też solić bo para wyciąga z nich sód. W ogóle można zrobić w nim masę rzeczy na które bym nie wpadła, do tego bez sterty brudnych garów i nie trzeba nad nim stać, no ideał :)
Karolka_83
15 kwietnia 2018, 12:31Zgadzam się :) Ja dopiero testuję. Pierwszy obiad byl taki sobie, ale zaopatrzyłam się w zioła wszelakie i przyprawy i jest bajka :) W ogóle szybko się robi - max 25 min do tej pory i malo mycia :) póki co jestem zadowolona i mam nadzieje ze przełoży się to na spadku wagi przy okazji