Menu:
Śniadanie: 2 kanapki z twarogiem chudym i łyżką miodu
II śniadanie: zupa cebulowa
Obiad: 2 parówki z szynki, 2 kromeczki ciemnego chleba, trochę sałatki jarzynowej (z majonezem niestety)
Kolacja: brak
Plus wpadła gałka lodów przed kinem, ale to przyjemność, której sobie nie odmawiam ;) więc wyrzutów sumienia nie mam. Kiedyś brałam dwie, teraz zawsze jedną, jest postęp :D Co prawda zawsze jest ona czekoladowa, orzechowa albo coś w tym stylu (a nigdy nie jest sorbetem), ale już nic nie poradzę na to, że takie najbardziej lubię. A w kinie byłam na Lincolnie. Generalnie średnio polecam, bo dłuży się strasznie. Ale tych, co lubią historię na pewno zainteresuje.
Ćwiczeń dzisiaj brak, ale niedziela jest dniem odpoczynku, więc wszystko zgodnie z planem. A po wczoraj nawet zakwasów nie mam, sama jestem w szoku.
Co do babci to u niej tylko parówki w ramach obiadu. I choć próbowała mi wmówić, że galaretka w czekoladzie to właściwie nie jest słodycz i śmiało mogę sobie zjeść, dałam radę i podziękowałam :D
Pozdrawiam :)
neees
10 lutego 2013, 20:22niby tylko 100 gram a robi różnice...:)