Nazywam się Karolina, mam 20 lat (a wkrótce niestety 21), mieszkam i studiuję w Krakowie. Pierwsze próby odchudzania podjęłam już w gimnazjum. Jak patrzę teraz, z perspektywy czasu, to wtedy byłam całkiem przeciętna. Ważyłam pewnie jakieś niecałe 60 kg przy 165 cm wzrostu i uważałam się za bardzo grubą. Uważałam, że najlepszą dietą jest taka, podczas której cały czas się głoduje. W związku z tym jadłam po 500 kalorii przez jakieś dwa tygodnie, może miesiąc, a po tym czasie nie wytrzymywałam i zaczynałam się obżerać. Przez to kilogramy ciągle powracały i to z nawiązką. Sportu nigdy za bardzo nie lubiłam. Co prawda rodzice starali się, żebym od dzieciństwa się ruszała, ale ja zawsze się buntowałam. Idąc do liceum uważałam, że jeszcze z tej swojej wagi "wyrosnę". Pierwszy moment opamiętania nastąpił w wakacje po pierwszej klasie, gdy zobaczyłam swoje zdjęcia w stroju kąpielowym ze szkolnej wycieczki zagranicznej. Mama zapisała mnie do dietetyka i tym sposobem przy bardzo zdrowej diecie i większej niż zazwyczaj ilości ruchu schudłam 10 kg. Jednak po tych dwóch miesiącach, w czasie których udało mi się to osiągnąć, dietę zarzuciłam, chociaż wciąż miałam lekką nadwagę. I tak zaczęło się moje regularne tycie. Co dziwne, w pełni siebie akceptowałam. Dwa lata później, idąc na studia, stwierdziłam, że na pewno na nich schudnę, bo przecież wszyscy chudną na studiach :D Niestety moje założenia nie zrealizowały się. Ciągłe imprezy, powroty z nich o 3 w nocy i jedzenie zupek chińskich, mnóstwo słodyczy, chipsów, Coli, bułki w przerwach między zajęciami. Nikt nie patrzył mi na ręce i mogłam jeść, co chciałam. Byłam wtedy ze sobą nawet szczęśliwa. I tym oto sposobem dobiłam do 84,2 kg po zeszłorocznych świętach Wielkanocnych. To był moment przełomowy, gdyż wiedziałam, że ważę ok. 80 kg (a nie ważyłam się prawie wcale, chyba po to, żeby sobie nie uświadamiać jak jest naprawdę), ale żeby ponad 84?! Wtedy podjęłam decyzję o diecie, która trwa do dziś. Wczoraj rano na wadze było 70,1 kg. Oczywiście miewam wzloty i upadki. Sportu nadal nie pokochałam, choć chyba jestem na dobrej drodze. W Krakowie min. 4 razy w tygodniu chodzę na fitness, teraz w ferie jestem w domu i jeżdżę na rowerze stacjonarnym, choć szczerze tego nienawidzę ;) Ćwiczę też z Mel B i będę od jutra kręcić hula-hopem. Z dietą różnie, ale generalnie się trzymam. Nie jem w ogóle słodyczy ( z wyjątkiem lodów, które kocham całym sercem). Za to jem 4 regularne i w mojej opinii dość zdrowe posiłki. Od lat nie słodzę herbaty ani kawy, piję praktycznie tylko wodę niegazowaną i jem ciemne pieczywo.
Moim celem jest schudnąć do 64 kg do końca kwietnia. Może i nie będę przy tej wadze chudziną, ale myślę, że wreszcie będę czuć się dobrze z samą sobą. Mam bardzo proporcjonalną figurę, ale oczywiście chciałabym ujędrnić ciało, więc będę pracować nad sobą i może nawet pokocham sport :) A potem tylko utrzymać wagę i będę mogła kupować ubrania w wymarzonym rozmiarze S/M (bo lekką zakupocholiczką ciuchową też jestem :D). Mam nadzieję, że z Vitalią mi się uda i przestanę się bujać w granicach 70 kg, tylko zrzucę to ostatnie 6 kg, a potem utrzymam wagę, mądrzejsza o wiele moich doświadczeń i wasze rady.
Pozdrawiam i życzę wszystkim wytrwałości w dążeniu do waszych celów :)
luckyme
5 lutego 2013, 23:42Wytrwałości w dążeniu do celu :))