Wstałam rano, poszłam na angielski, wróciłam, położyłam się na kanapie .. i tak już zostało. Najgorsze, że to nawet nie sprawia mi przyjemności. Wpadłam w taki marazm, że nie mogę się ruszyć i wcale mi się to nie podoba!
Do tego jestem cały czas głodna. Poszłabym kupić sobie chrupki jakieś ;p Mam ochotę na jakieś słodkie przekąski... Ale wiem, że nie powinnam! I tak już dzisiaj cały dzień podjadam. Zjadłam nawet bułkę maślaną z nutellą.
Będę gruba.
Co ja gadam?! Już jestem gruba.
Nienawidzę takich bezproduktywnych dni.
nicky13
26 października 2013, 22:01Zdajesz sobie sprawę, że aby zaliczyć ten dzień do względnie udanych, wystarczy wstać i pobiegać po schodach? Albo nawet nie wstawać z tej kanapy, ale zrobić tyle brzuszków, nożyc i rowerków, żeby brzuch Ci płonął? Ja tak zrobiłam 2 godziny temu: wkurzyłam się, bo współlokatorka cały czas siedzi w pokoju i nie chcę przy niej ćwiczyć; poszłam pobiegać po schodach, zrobiłam 15 pięter biegiem i wróciłam spełniona po 10 minutach. To nie takie trudne: i Ty dasz radę ZROBIĆ COŚ JESZCZE DZIŚ! :)
Invisible2
26 października 2013, 21:38Ja właśnie weekendy mam aktywne, gorzej w tygodniu (: Aleee narobiłaś ochooty na nutellę..