Jestem bardzo zadowolona z samopoczucia na dietce wegańskiej...cały czas ją poznaje, eksperymentuję z koktajlami, dzisiejszy był bardzo smaczny: szpinak, pomarańcza, nektaryna, melon i mięta...bardzo sycący i na upał idealny. Do południa był szejk od sąsiadki z dynią limonką i mango...wyborny. Nie sądziłam że takie odżywianie będzie mi tak służyć, że nie będę czuć się głodna , nie liczę godzin, nie mierzę porcji, nie mam ochoty na nic słodkiego, mogę jeść owoce i nie muszę ich skrupulatnie odmierzać. Na kolację przygotowałam ciepły posiłek bo najlepiej właśnie taki spożyć na koniec dnia po całej surowiźnie, więc był gotowany kalafior i kasza gryczana...mniam.
To co do tej pory zaobserwowałam to, że po tak dużej ilości surowizny nie mam wzdęć, które były moją zmorą, kiedy jadałam wszystko to zawsze po owocach i warzywach były one uciążlwie...winne zapewne nie były surowizny tylko cała reszta którą jadłam.
Kontynuuję zatem moją przygodę z dietą i czekam na jej efekty...waga spada, brzuch robi się mniejszy, myślę że szybko zobaczę 63kg:)....narazie jeszcze nie ćwiczę bo plecy bolą a teraz dodatkowo i noga i ręka, zobaczę co pokaże wtorkowe tk.
Lela6
6 lipca 2015, 01:31Aaaaa w piątek byłam w Sosnowcu w Fashion House i się obkupilam w medicine :))) super ciuchy mają ;)
Lela6
6 lipca 2015, 01:30Trzymam kciuki i pozdrawiam :))