Dzisiaj już lepiej...ból ustępuje piguły odrzuciłam..mój układ pokarmowy ich nie zniósł. Ja od wczoraj zgłębiam zasady diet: RAW, Alleluja. Moja sąsiadka stosuje ją wraz z mężem i córką...rezultaty świetne, mąż też miał zmiany nowotworowe, wyniki ma lepsze, córka wyleczyła się z allergii i ogólnie wszystkim poprawiło się smopoczucie. Codzienie słyszę u niej belnder i melaxer, opowiada mi o przysmakach jakie robi...początkowo nie wyobrażałam sobie jak można jeść wszystko na surowo, wykluczyć mięso i nabiał...ale jak przeczytałam książkę "Lecznicza dieta Alleluja" i "Rewolucja zielonych koktaili" to oczy otworzyły mi się szeroko. Staram się zawsze do wszystkich takich nowinek podchodzić z pewną rezerwą...dlatego zgłębiam nadal wiedzę na temat takiego odżywiania i powiem szczerze, że nie znalazłam zbyt wielu negatywnych opinii, oprócz tego, że mogą występować niedobory witamin z grupy B oraz D oraz zarzuca się że dieta jest zbyt uboga w białko...witaminę B możemy zafundować sobie we własnych kiszonkach np. buraczkach, witamina D - nie ma lepszej pory jak lato na uzupełnienie jej niedoborów poprzez ekspozycję na słońce (ja i tak się suplementuje) a białko : mamy bób, fasolę , soczwicę. Ja uznałam, że spróbuję, tym bardziej, że taka dieta świetnie nadaje się do terapii antynowotworowej, łatwo można zgubić zbędny balast oczyścić i odżywić nasz organizm a poza tym jest bardzo smaczna i idealna aby rozpocząć ją latem. Ja już od jakiegoś czasu zaczęłam zwracać uwagę na produkty które spożywam, staram się jeść żywność jak najmniej przetworzoną i niestety coraz mniej takich produktów można znaleźć...w jogurtach- skrobię i karagen, sery zamiast minimum 20% tłuszczu mlecznego mają go zaledwie 5% reszta to przetworzone tłuszcze roślinne, wędliny to lista mendelejewa a mięso ostrzyknięte czym się da...więc stwierdziłam, że to chyba moment kiedy trzeba przerzucić się na dietę surową...czyli wiem co jem.
Zaczęłam dzisiaj, wczoraj sąsiadka poczęstowała mnie koktailem z avokado, dyni i limonki...pyszny i sycący.
Dzisiaj dzień ropoczęłam nie kawą tylko płatkami owsianymi moczonymi przez noc w wodzie ze słonecznikiem i pestkami dyni. Dodałam odrobinę ciepłej wody, łyżeczkę miodu i swieże maliny...smaczne sycące i energetyczne śniadanko...do tego zielona herbatka. Drugie śniadanko to koktail z natki pietruszki, truskawek , malin i banana plus sok z cytryny...średnio mi podszedł bo póki co mam zwykły belenderek no i pietrucha z którą nieco przesadziłam trochę odrzucała ale przetarłam przez sitko i zrobiło się całkiem fajne. A na obiadek gotowany bób. Zrobiłam kilka słoiczków z truskawkami i płatkami róż oraz czarna porzeczką, i robi się już mleko kokosowe...do owsainki i kawki zbożowej:)
Narazie wkraczam w zmiany stopniowo: wykluczyłam kawę, sery, mleko, jaja, mięso i wędliny ( po przczytaniu książki przyszło mi to z łatwością). Narazie włączam warzywa gotowane oraz surowe i owoce, stopniowo, planuję wytrwać prze 3 tygodnie wówczas organizm powinien się już oczyścić....no a później to zapewne będzie łatwiej i do starych nawyków nie będzie ochoty wracać:)...no i będę silna i zdrowa:)
Przytoczę kilka stwierdzeń, które dały mi do myślenia.
"Ludzie jako jedyne ssaki karmią swoje dzieci nie swoim mlekiem"
"Czy widzał ktoś krowę która cierpi na zaprcia?"
"Organizmy roślinożerców zbudowane są z białka a przecież nie jedzą one mięsa innych zwierząt..."
"Nasz przewód pokarmowy budową najbardziej zbliżony jest do przewodu pokarmowego małpy...czy małpy jedzą gotowaną żywność?"
"Czy widział ktoś ssaki żyjące w naturze z otyłością? Cierpią na nie jedynie nasze domowe pupile: psy i koty..."