Dzisiaj chciałam się z wami podzielić tematem wagi, a w szczególności wagi przy zaburzeniach odżywiania. Wiadomo, że zazwyczaj ED zaczynają się odchudzaniem, kompleksami pod kątem wyglądu, wagi ect. U mnie zaczęło się identycznie chociaż długo myślałam że moje diety i sfiksowanie na punkcie odchudzania były zupełnie niewinne. Bo co może być w tym takiego złego, przecież nie ograniczałam drastycznie tylko "jadłam zdrowo". Tak tak to słowo klucz.
Przez wymioty i wariację z odchudzaniem dorobiłam się dużej niedowagi (BMI14,5). Miałam świadomość że jestem chuda i nawet chciałam przytyć ale wmawiałam sobie że jak już sie wezmę w garść i przestanę wymiotować to przytyję. Los tak chciał że przytyłam i tak ale dalej nie akceptowałam swojego wyglądu. Ważąc 50 kg niby czułam się dobrze z taką wagą ale bałam się że jak przytyję do 55 będę się czuć jak świnia (czyt. tak jak wtedy kiedy ważyłam właśnie 55 i zaczęłam pierwsze odchudzanie).
Wcześniej myślałam że zdrowienie z bulimii nie wiąże się w ogóle z tyciem i w pełni prawidłową wagą (jeśli ktoś oczywiście nie ma niedowagi albo ma małą ). "BMI 17? A co to jest, przecież to malutka niedowaga!". Takie było moje myślenie. Ale to nie prawda jeśli ktoś w ogóle nie ma brzucha to zawsze będzie się obawiał po jedzeniu że ma taki wielki. Ja mam mały brzuszek więc już się go nie muszę bać.
Dziś wiem że to wszystko było w mojej głowie i samoocenie. Teraz myślę o tym jak ogromna musiała być moja niska samoocena i kompleksy i zaburzenie widzenia własnego ciała kiedy zaczynałam pierwsze diety. Ważyłam dokładnie tyle co dziś a uważałam siebie za spasioną świnię i brzydule choć wcale jeszcze nie miałam bulimii. Dziś może nie akceptuję siebie w 100% ale czuję się o wiele lepiej ze sobą. I obecnie ważę 55kg i nie boję się przytyć choć wcale nie muszę. Będę wyglądać dobrze nawet ważąc 60.