Wiesz jak jest, po dwunastu latach bycia ze sobą Święty Walenty nie jest już tak bardzo (w naszym przypadku) zapracowany. Jedyne czego bym w sumie dziś chciała to możliwość zjedzenia wielkiej paki solonych chipsów bez wyrzutów sumienia i przytycia.
W celu nabycia prezentu dla Maćka poleciałam wczoraj po pracy do drogerii. Krążąc między regałami, wpadłam na genialny pomysł. Każdy wie, że kobieta zadbana i ładnie pachnąca to kobieta szczęśliwa, nie gderająca i nie czepiająca się bez powodu. Raz, dwa przeliczyłam korzyści z tego faktu płynące i wyszło mi, że taki prezent będzie najlepszy. Zakupiłam zatem: farbę do włosów, perfumy, lakier do paznokci, cienie do powiek i trzy pędzelki do makijażu. Bo kto powiedział, że lekko utyci ludzie nie mogą być zadbani.
Słowo się rzekło i wstałam rano z nastawieniem, że zrobię się dla ukochanego na bóstwo. W końcu prezent dostać musi, a że opakowanie przygrubawe… no tak wyszło. Ważne, że zawartość szczęśliwa.
Wracając jednak do tematu. Rozpakowałam proszę ja ciebie farbę, wymieszałam zgodnie z instrukcją i zabrałam się do roboty. Niestety za wielkiej praktyki w farbowaniu nie mam, bo robiłam to drugi raz w życiu. Zresztą wywnioskować to można po wyglądzie łazienki. Nie tylko moje kłaki, ale też umywalka, dwie ściany, framuga, podłoga i dywanik chciały się upiększyć. To jeszcze nie koniec nieszczęść, niestety. Przy końcówce zawartości tubki moim pięknym oczom ukazały się połacie niezafarbowanych włosów. Nie, nie przesadzam! To nie były pojedyncze kudełki czy pasemeczka tylko cholera pół niezafarbowanej głowy. Jak ja to zrobiłam? Nie wiem. Po prostu nie mam pojęcia.
Jednak modły do świętego Walentego o to by jakoś temu zaradził przyniosły skutek i jakimś cudem udało mi się pokryć całe włosy. Efekt końcowy chyba jakiś znowu najgorszy nie jest, bo usłyszałam, że ładnie wyglądam. Znaczy to ni mniej ni więcej, że prezent udany i chyba będę go powtarzała przy każdej okazji.
A co tam słychać u mnie w Organizmie jesteście ciekawi?
- Kupidyyyyynie, Kupidynie jesteś tam? – zawołała Dieta Mścisława.
- Ki cholery się tak drzesz? Starego nie ma w domu. Polazł do Walentego na imprezę. Cały rok w mordę jeża macie na to by się złazić, aleeee nieeee. Tylko Luty na kalendarz wskoczy to się wszystkim nasz adres przypomina. Jak ja nienawidzę tej roboty. Jakżeś już przylazła, to mów czego chcesz. – powiedziała zirytowana sekretarka, a prywatnie żona Kupidyna.
- Już nie ważne, nie będę przeszkadzała. Może sama sobie poradzę ze swoimi problemami. – pociągnęła nosem Dieta.
- Nie rycz głupia i wchodźże do domu, bo wieje, a ja mam schorowane korzonki. Może i nie jestem pracownicą miesiąca, ale na robocie się znam. Tyle lat po ślubie z tym gamoniem jestem, że już nie jednej historii się nasłuchałam. Siadaj na dupie, zrobię herbaty, przyniosę chusteczek i opowiesz co ci tam w sercu siedzi. Czekaj tu na mnie i poukładaj sobie w głowie co chcesz mi powiedzieć, bo nienawidzę jak ktoś rozwleka temat. Ma być krótko i na temat. Zrozumiano?
- Tak, proszę pani. – Mścisława smutno pokiwała głową. Otarła łzy mokrym już rękawem i zapatrzyła się na zdjęcie zakochanej kiedyś pary, którą niewątpliwie była ta dziwna kobieta wraz z mężem. Jak to możliwe, że ktoś, kto jest z Bożkiem Miłości jest taki zgorzkniały?
- Gotowa? Poprawże te włosy porządnie, bo ci sterczą w każdą stronę, pociągnij usta szminką i zacznij mówić. – nakazała gospodyni wyrywając interesantkę z zamyślenia.
- Poznaliśmy się niedawno. Było piękne słoneczne popołudnie, gdy ujrzałam go po raz pierwszy. Ubrany był w..
- KOBIETO! KRÓTKO, CZEGO NIE ROZUMIESZ?
- Przepraszam. Poznaliśmy się w parku. Niedaleko Nerki jest taka łąka z najpiękniejszymi czerwonymi krwinkami. Chciałam ich trochę nazrywać, gdy nagle od strony Wątroby nadszedł On. W pierwszym odruchu chciałam uciec, bo ta dzielnica nie należy do najbezpieczniejszych, ale ten jego uśmiech… to spojrzenie…
-EEEEEKHMMM!
- … utonęłam w nim. Nieśmiało zapytał co tu robię. Wytłumaczyłam i tak zaczęła się rozmowa. Przegadaliśmy cały wieczór. Opowiedział mi o Cukrowym Ruchu Oporu, którym zawiaduje, o swoich przyjaciołach i idei jaka im przyświeca. Zaimponował mi stanowczością, wiarą w powodzenie swojej misji. Dlatego też nie mogłam mu powiedzieć prawdy kim jestem. Nawet imię zmieniłam. O sobie powiedziałam tylko tyle, że jestem tu od niedawna i jeszcze nikogo nie znam. Czy czytałaś kiedyś „Romeo i Julię” Szekspira? Nasza miłość jest właśnie skazana na taki koniec. Moja rodzina nigdy nie pogodzi się z tym, że ja dziewczyna z dobrego domu, córka Silnej Woli i Zdrowego Rozsądku pokochała Tłuszcz! Nie ma dla nas przyszłości, przecież on chce mnie zniszczyć!
- Mówiłam przecież żebyś nie beczała. To nic nie da. Łzy sprawiają tylko chwilową ulgę, ale mącą myśli. Wydajesz się rozsądną dziewczyną, widzę to po twoich oczach. Jesteś przecież Dietą! Weź się zastanów jak możesz to wykorzystać. Chyba nie muszę ci tłumaczyć różnicy pomiędzy dobrymi a złymi Tłuszczami?
- No w sumie nie…
- Idź dziecko do domu i opracuj plan. Zamieszaj najpierw chłopakowi w głowie tak żeby świata poza tobą nie widział, a potem przystąp do działania. Małymi kroczkami i ostrożnie przekabacaj go na swoją stronę. Pokaż mu, że przyswajanie tylko dobrych kwasów tłuszczowych będzie dla niego najlepsze. Może na razie nie wychylaj się z tym, kim naprawdę jesteś. Dla dobra waszego związku i powodzenia misji. Później jak już będzie cię kochał na zabój to wyznasz mu całą prawdę. A teraz skorzystaj z łazienki, opłucz twarz zimną wodą, popraw makijaż, uśmiechnij się zniewalająco, wyprostuj się, żeby cycki ci nie wisiały po pas i zmykaj na randkę. Zresztą ja też mam plany na wieczór. Za nic w świecie nie przegapię urodzinowej imprezy Walentego!