Wczoraj świetny dzień, zero słodyczy, podjadania. Dzisiaj 100 g mniej i walczymy dalej.
Wieczór zupełnie nieudany. Mąż ma problemy w pracy i może jeszcze jakieś, ale chodzi tylko smutny, a mnie to dobija. Ja mówię mu o wszystkich głupotach, a on wtedy kiedy ma dobry dzień. Męczył się wczoraj, a ja nawet nie wiem o czym myśli, jak mu pomóc. Pocałuje mnie na dobranoc i odwróci się na drugi bok. Rano powie, że ładnie wyglądam, zrobi słodką minkę i pójdzie sobie do pracy.
Nie jest tak, że niczego mi nie mówi, może to ja oczekuję, że zawsze, ale to zawsze będzie mi opowiadał o najskrytszych jego myślach. Ale tak jakoś dobiło mnie to wczoraj, nie potrafiłam sobie z tym poradzić niestety. Nie chcę też się sama narzucać, bo nie chcę go zagłaskać na śmierć, bo będzie mniał dosyć...
Oczywiście jak zwykle poradzę sobie z tym, wiem, że z niektórymi problemami musi poradzić sobie sam, a ja powinnam go zrozumieć. Chyba wyskoczę sobie dziś z domu i połażę po sklepach. On trochę odsapnie ode mnie, a ja od tych wszystkich smutasów w domu.
Wczoraj: troszkę ćwiczeń na brzuszek i 30 mninut rowerkiem. Może dzisiaj będzie trochę więcej, ale ważne żeby było chociaż to.... No i muszę sobie powtarzać: bez podjadania i po 18-stej koniec!!!! To chyba jest najtrudniejsze.
agazuch1977
8 lutego 2011, 09:22To ja też coś sobie dziś kupię i napiszemy do siebie wieczorem... Miłego dnia;-)
agazuch1977
8 lutego 2011, 09:12Masz rację - jesli taką ma naturę musisz to uszanować. Wiem, ze to boli bo zaraz się zastanawiamy, czy czasem my nie jesteśmy przyczyną tego zachowania, ale faceci myślą inaczej...Nigdy ich nie zrozumiem... Kup sobie coś ładnego i pochwal się nam;-)