Znów zaczęłam A6W. Dzisiaj 3 dzień.
Śniadanie : 2 małe kromki chlebka z szynką własnej roboty.
Obiad: zupa pomidorowa
Podwieczorek : 4 mandarynki
I mały grzeszek : ukroiłam sobie 3 plastry szynki własnej (no nie mojej, tylko mojego taty) roboty. Pychota, wędzona, wyśmienita, mniem, mniam....
Nie miałam na tyle silnej woli... Pomimo stanu przed @ waga rano pokazała 66,8. W końcu od paru miesięcy wymarzone 66... To dlatego pozwoliłam sobie na szyneczkę :(
Teraz stop. Trzymamy się do czwartku. A w święta byleby tylko nie przytyć. O schudnięciu nie marzę, chyba nawet nie chcę... Tyle dobroci, mama ma upiec moje ulubione ciasta, pierożki...
Muszę tyllko uważać, aby nie rzucić się na wszystko i jeść do bólu. Czy ja to umiem?