Gdy czytam moje stare wpisy sama sobie się dziwię ile się może przez rok zmienić. Ile nowych doświadczeń, ile rzeczy się zmieniło, ile nowych sytuacji, planów. Niektóre wpisy wręcz mnie śmieszą. Fakt za to jest jeden, schudłam kiedyś sporo. Z 70 kg w najlepszym momencie spadłam na 52 kg.
Miesiąc temu wróciłam z USA. Może nie zabiło mnie tamtejsze jedzenie, nie ważę 10 kg więcej, nie wyglądam jak wieloryb, nie dopadł mnie cellulit...
Najdziwniejsze jest jednak to, że po powrocie moja waga zaczęła skakać. W pierwszym tygodniu cieszyłam się, że zrzuciłam pierwszy kilogram. Myślałam, że po powrocie do (najlepszego na świecie swoją drogą ;) ) polskiego jedzenia będę miała teraz z górki. A otóż nie - właśnie odkryłam, że ważę 56,5 kg i wcale nie wygląda na to, żeby moja waga zamierzała pokazać mi troszkę mniej. Jedno tylko wiem na pewno - nie chcę aby kolejny raz pokazała ponad 60 kg.
Jakkolwiek, moja obecna sytuacja nie ułatwia mi zadania.
Pierwsza rzecz - mam do napisania pracę magisterską, jak na złość w przypływie ambicji wzięłam sobie stosunkowo trudny temat. Skutek - czeka mnie wiele godzin siedzenia przed komputerem.
Druga sprawa - po powrocie już nie mam zajęć na uczelni a jeszcze nie mam pracy. Oznacza to brak przymuszenia do wyjścia z domu w obliczu obowiązku pisania magisterki.
Trzecia - zima nadchodzi :) Też nie jest to najlepsza pora na zrzucanie kilogramów.
Chociaż generalnie wydaje mi się, że dla chcącego...
Właśnie dzisiaj zakończyłam 6. dzień a6w. Mam schowane zdjęcie zrobione "przed". Jeśli tylko mi się udazakończyć cały cykl, wstawię zdjęcia "po". A liczę na jakiekolwiek efekty po przeanalizowaniu filmików na youtube i przeczytaniu kilku opinii. Póki co trzymajcie kciuki.
Poza tym rozglądam się za ciekawymi, niskokalorycznymi przepisami wspomagającymi utratę kilogramów. Gdy poprzednio zrzucałam moje nadprogramowe kilogramy nie chodziłam głodna. Teraz też nie mam zamiaru. Na głodnego nic dobrze nie wychodzi, nawet odchudzanie:) Wszystko co dobre, byle nie na słodko - nie znoszę.
Aaaa, i jeszcze jeden drobiazg. Że tak to ujmę - opitoliłam włosy. Z długimi poszłam do fryzjerki, powiedziałam "Pani tnie", więc Pani ścięła :) Chwilę później dodałam "Pani goli", więc Pani wygoliła :)
Tym sposobem mam irokeza (którego da radę uczesać oczywiście 'na grzecznego').
Nic, mam nadzieję, że tym razem nie zniknę na kolejny rok :)
Pozdrawiam was wszystkie serdecznie!
:*
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Teges
8 stycznia 2012, 23:33hahaha niezły "wariot" z Ciebie :))))) Trzymam kciukasy za prace magisterska, za odchudzanko i wszystki pragnienia :) A Ty trzymaj za mnie bo sesja przede mną :)buziole