dzisiaj na śniadanie zjadłam lunch, bo nie chciało mi się kręcić mleka z pomarańczem (nawet chyba nie miałam, bo dziecko wycisnęło sobie sok wczoraj), więc zjadłam sałatkę. miała być z groszkiem i szynką, ale nie robiłam jeszcze zakupów, więc wymieniłam na kukurydzę (tę zawsze mam w domu). niby nic, a mam uciszony głód na następne 4 godziny. co tam daje taką sytość? plasterek sera żółtego?
nie muszę dodawać, że śniadanie zjadłam w pracy :)