Zrobiłam to zrobiłam... kolejny raz dieta, odchudzanie, nie tym razem to zwrot w moim życiu i zmiana nawyków żywieniowych (bynajmniej mam taką nadzieję i wierzę w to na 101%)!!!
Chcę zacząć wszystko od nowa i osiągnąć mój cel... tak, tak marzę, by wreszcie moja "WEWNĘTRZNA GRUBASKA UWOLNIŁA ZE MNIE MOTYLA" (gdzieś kiedyś przeczytałam to w sympatycznej książce).
Jest ciężko nie powiem, bo wszystko co niezdrowe krzyczy zjedz mnie, zjedz... zwłaszcza to co słodkie (wczoraj np. cały dzień za mną chodziły wafelki i "kakałko" :D), ale stawiłam czoło, temu małemu diablątku co siedziało mi cały dzień na ramieniu i nie dałam się... żeby uzupełnić braki cukrowe pozwoliłam sobie na trzy suszone śliwki, wiem, wiem, że to odstępstwo, ale walczę:) smaki zaproponowane w diecie są super, chyba tylko nie przekonam się do kaszy kuskus (to kolejne podejście), a ona za każdym razem "rośnie" mi w ustach.
Obecnie ( nie dziś i nie wczoraj, bo jakoś jestem teraz fajnie nabuzowana, nakręcona pozytywną energią i wierzę!!!), czyli jak do tej pory, źle mi samej ze sobą, nie cierpię patrzeć na siebie w lustrze, gęba jak księżyc w pełni, moja szafa pełna ciuchów, a ja nie mam w co się ubrać, bo we wszystkim wyglądam źle, zakupy ciuchowe to koszmar, bo rozmiary, które przymierzam powalają na kolana... dlatego będąc ostatnio na zakupach powiedziałam dość i obiecałam, że nie kupię już żadnej szmatki w rozmiarze obecnym, a tym bardziej w większym i że się przemęczę w tych mocno przylegających bluzkach, bluzeczkach, koszulach i topach, pozwolę wylewać się moim boczkom z pół ciasnych jeansach ze stretchem i będę ujarzmiać mój brzuch wyskakujący ze wszystkiego co ma pas niżej niż pod biustem, ale wszystko po to by szybciej dobić do celu.
Chcę tego dla SIEBIE, SIEBIE, SIEBIE i dla mojego nie męża (chcę znów czuć się sama dobrze ze sobą i nie wstydzić się mu pokazywać nago), chce dla mojego cudownego 4 miesięcznego synka - chcę być dla niego fajną mamą, zdrową, zadowoloną z życia, szczęśliwą, której nie będzie łapać zadyszka jak ten mój mały łobuz zacznie chodzić, biegać, szaleć. Chcę też dla mojego odjazdowego psa, tak by móc się z niem ścigać dla wygłupów i żebym wtedy sobie nie myślała, że ten mój "wał brzuszny" zaraz się chyba oberwie;)
Tak czy siak może tego nie widać po tym wpisie, ale lubię siebie czasem bardziej, czasem mniej, ale fajna ze mnie babka, trochę "mięciutka", ale fajna :)