Dzisiaj wykorzystałam konieczność biegania po okolicznych urzędach, nie podjeżdżałam kabanami, tylko chodziłam z kijami. Parę dziwnych spojrzeń zaliczyłam, nic poza tym. Jutro też pójdę z kijkami - do urzędu dzielnicy.... niemcy mogą do swojego samorządowego lansraatu wchodzić w jeździeckich strojach po zejściu z bryczki czy z konia..... - ja się mam wstydzić kijków?... niedoczekanie!!!
Za dzisiaj, znaczy za środę : 9,2 km; 103 minuty, po odjęciu czasu w urzędach; średnia prędkość niezła 5,36 km/h; kcali spalonych okolo 430
Podsumowanie tygodnia
założonego limitu tygodniowego nie zrobiłam, zamiast 30 km tylko 28,87 km
ale chodziłam tylko 3 dni w tym tygodniu
ale z poprzednich tygodni miałam (i mam) nadwyżkę
ale w końcu to tyko brak niecałego półtora kilo, więc nie będę się absolutnie przejmować
Podsumowanie 4 tygodni czyli połowy założonego okresu
4 x 30 => powinnam przejść co najmniej 120 kilometrów
a przeszłam 150,53 km
I BARDZO DOBRZE
sama się pogłaszczę po głowie w celu samopochwalstwa
ps
inne rzeczy pod psem, i to pod takim zdechłym
pochłoniętych kcali za dużo, bo ponad 1600, ale pokarmowo tylko 1102, reszta w ... napojach
trudno, taki teraz mam lajf
kitkatka
10 grudnia 2009, 23:38nadzieję, że te kijki opierasz ostentacyjnie przed nosem urzędniczek. Może będą pracować z większym zaangażowaniem. Pozdrówka
dusia
10 grudnia 2009, 09:46Eee tam,ja od roku wszędzie z kijkami śmigam ,żaden wstyd i nikt się specjalnie nie dziwi ,czasem ktoś z zainteresowaniem o coś zapyta a przecież na zadupiu mieszkam.
haanyz
10 grudnia 2009, 08:44To ja Cie tez glaszcze po glowce - zuch dziewczyna. Machasz tymi kijkami, ze az milo.;-) CMOK
karinadulas
10 grudnia 2009, 07:02chciałabym zobaczyc miny tych urzedniczek , hi hi, bardzo dobrze robisz, pochwalam