Kumulacja!
Niestety, nie totkowa. Wagowa!
Byłam niegrzeczna. Chwilami bardzo niegrzeczna. Chwilami rozpustnie niegrzeczna. Chwilami niezamierzenie niegrzeczna. Przez kilka dni niegrzeczna.
Najpierw Pan i Władca rozbujał mnie emocjonalnie! Mam z nim czasem ciężki 'krzyż pański', a czasem mam ognistego kochanka z różą w zębach. Potem to muszę odreagować!!! Albo zajadaniem i zapijaniem stresa, albo rozmarzaniem się przy posiłkach. Obie reakcje kaloriossące.
W sobotę spacery po dwóch cmentarzach, dłuuuugie. Ale co z tego??? Nic z tego ! Bo wieczór spędziliśmy na proszonej obiadokolacji u mojej mamy. Okrutna jest z niej sekutnica, piramidalna dewotka oraz ogólnie głupia i złośliwa baba... Ale gotować to ona umie!!!! Ze zwykłych pierogów mięsnych i czerwonego barszczu zrobiła poemat. Nikt z nas nie przepada specjalnie za sernikiem na zimno, a dziś cała nasza czwórka opędzlowała pół koła. Jeszcze sałatki, jeszcze pączki, inne słodkie, ajerkoniak...
Z czystej ciekawości po powrocie do domu policzyłam pochłonięte kalorie. Wyszło mi ponad 1700 kcali w trzy godziny. Bo ja jestem żarłok, tylko, że u siebie nie jem. A u mamy owszem.
W niedzielę jeszcze jeden cmentarz, daleko. Zmarzliśmy, bo było dużo chodzenia, dużo grobów do odwiedzenia. W tym taki, który mnie zawsze zamienia w słup smutnej soli, grób mojej siostry, starszej, która żyła tylko 5 dni. (Swoim odejściem ukształtowała niezamierzenie moją rzeczywistość. Nieważne.... zawsze tak mnie tam nachodzi...)
I co z tego, że dwa dni spacerów, że długie, że męczące, że marznące. Przy każdym cmentarzu są stoiska z pańską skórką. Rozmyślnie i zamierzenie sobie pofolgowałam. I jeszcze kupiłam na zapas, dla dzieci, do lodówki. A skoro już była w domu....
Eh, przecież siebie znam - jak nie ma słodkiego w domu, to nie jem i nawet nie odczuwam ciągnięcia. Jak słodkie jest, to ja jestem jamochłon.
Poniedziałek. Nałożyły się trzy zjawiska. Primo. Skończył mi się chitosan, który od greckiego wyjazdu łykam przed jednym tłustszym posiłkiem dziennie. Secundo. Kupiłam dla córki do szkolnych kanapek majonez, niestety niebacznie wzięłam z półki ten mi smakujący najbardziej. Tertio. Kroiłam do leczo do podsmażenia kilka gatunków kiełbas, a Majonezik Winiarski stał obok. Do jasnej niespodziewanej anielki, nie potrafiłam się oprzeć..... Krążek kiełbaski na widelczyk, elegancki - kurza jego melodia, posrebrzany. W drugiej łapce łyżeczka deserowa, elegancka również. Obok otwarty słoik z majonezem. Christosie, jakie to dobre!....
I teraz spotkała mnie za to kara. Zeszłam z wagi wściekła na siebie, na smakołyki, na... na wszystko.
Kilogram i ciutka więcej.
Na pasku nie zmieniam, bo została mi nadzieja. Że kilka dni i wrócę do poprzedniej ślicznej wagi. Tylko, że gdyby nie łakomstwo i obżarstwo, to bym nie musiała wracać!!!! Może bym powolutku toczyła się w wagowy dół?....
fiona.smutna
4 listopada 2009, 13:31są także dla dorosłych. Sama takie mam:) ale maluszka widziałam w takich po raz pierwszy. Dlatego mnie tak rozbrajały:) Milego dnia
NieLubieKminku
4 listopada 2009, 12:26na pokuszenie :))sernik na zimno :) mniam :)) No a jajka leciały z tyłu , połozyłam je koło głosników jak bagażnik rano otwierałam żeby butelkę z woda schowac ( chyba mi aniol stróż kazał) i tak z tej wyskości przy użyciu siły odśrodkowej przeleciały niedaleko mojej głowy i pac :)
haanyz
4 listopada 2009, 11:31co Ty ciagle kusisz, latem cieknacymi sokiem brzoskwiniami, teraz kielbasa i majonezem. Nie zmieniaj paska, zaraz wrocisz do swojej wagi! Ja mam nadzieje, ze tez;-)
notomag
4 listopada 2009, 11:13dobrze Ci z jasnymi loczkami :)) co prawda nie mam srebrnych widelczyków ale znam to kuszenie z autopsji, haha, wczoraj tez pierwszy raz od niepamietam-kąd jadłam majonez, pozdro Mag
atena35
4 listopada 2009, 07:57Mam nadzieję, że jedna wizyta w kibelku "rozładuje" Twoją kumulację, nooo może dwie ... Pozdrawiam, miłego dnia.
ninka1956
3 listopada 2009, 18:12Bardzo ciekawy wpis, widzisz ja też tak mam, że zeżrę coś, a jak mało to jeszcze zeżrę, ale niestety u mnie od maja inne odżywianie i strasznie te "wyżerki" odchoruję, czasami to kwalifikowało się na interwencję pogotowia. Ostatnio bardzo się wystraszyłam i chyba mam nauczkę. Dzięki za szczery miły komentarz , ja też chyba nie lubie zielonego i tego nie mam. Buziak
wanad1
3 listopada 2009, 17:23kilo plus przy twojej wadze-nie dramatyzuj:))) Pozdrawiam
fiona.smutna
3 listopada 2009, 14:31świetny wpis:) Silikonowa blaszka to forma do pieczenia - moja akurat ma kształt tortownicy. Mięekka, jakby gumowa. Urok pieczenia w niej jest taki, żze nie smarujesz tłuszczem, a ciasto, czy mięso, czy moje kotlety ślicznie odchodzą:) Mam swoją 10 lat - kilka wzorów i kształtów. Nie wyobrażam sobie pieczenia bez nich:) Miłego dnia:)
kitkatka
3 listopada 2009, 13:28dobre było? Nie frustruj się tak bo dostaniesz gorszego stresa i dopiero zaczniesz wciągać te pychotki. Przeszłości już nie zmienisz więc po co się denerwować? Dzisiaj powiedz , że nie ma dla Ciebie kiełbasek ani skórek i na tym zakończ. Każda z nas ma tak samo ale przecież nie zabijemy się z tego powodu. To tylko kilogram i można go stracić w tydzień. Pozdrówka
alkapisz
3 listopada 2009, 13:20panuje jakis wirus na tym forum,który to kazdą wagę unosi ku górze..hehehe czyli to nie mój kryzys, tylko paskudny wirus....póki co ja mam dzisiaj na obiad barszczyk czwerwony na żeberkach ze śmietana i niech mi ktos powie nie jedz tego.... zjem .....bo odreagowuję ostatnie miesiące a mysleć co dalej będę później ....
baja1953
3 listopada 2009, 13:06To i moja filozofia: nie mam, to nie jem. Mam, to, niestety zrę... ech...
sezamek68
3 listopada 2009, 12:50Mam Cię!!! Kartofel Z SOLĄ się liczy! zygu zygu! ;-) ja też lubię z solą :-) ,a z margaryną nie wzięłabym do pyska za nic(.W ogóle margaryna moim zdaniem to jest jak ..tania dziwka.)Ta baba od książki o chudnięciu i tyciu wcale nie używa soli .I upiera się,że to pycha.No nie lub jej ze mną no! plisszz ;-)