Daję słowo, wyglądam jak ofiara przemocy domowej. Wstyd mi iść do sklepu na dół.
Prawe oko..... Podbite. Opuchnięte. Czerwona białkówka. Zdarta skóra w kąciku oka. Zasinienie spływa mi elegancko na policzek.
.... już był prawie koniec działalności ogrodniczej. Opitolone forsycje, doły młodych jarzębin, dół jodły, leszczyna nieowocująca; ognisko cały dzień, kretowiska rozwalone. Pomyślałam, że jeszcze zacznę ciąć czarny bez; co kilka lat przycinamy go niemal do ziemi, bo bardzo mocno się rozrasta. Kucałam, żeby wycinać odrosty korzeniowe.
I konar bzu wszedł mi do oczodołu. Głęboko.
Przez straszliwą chwilę bałam się, że stracę oko.
Wiele okropnych rzeczy przerobiłam w wyobraźni, w sennych koszmarach. Utrata wzroku jest dla mnie krańcem.
kitkatka
28 września 2009, 22:19pomysły. Ja rozumiem siłować się no niech już będzie, że nawet lać się z jakąś szlachetną rośliną ale z bzem? I do tego dzikimi czarnym? Zakładja jakąś zbroję i przyłbicę do takich rękoczynów. Mam nadzieję, żę z okiem wszystko w porządku i nie będzie żadnych trwałych urazów. Pozdrawiam
RadGor
28 września 2009, 17:56Pozdrawiam
haanyz
28 września 2009, 13:32matko jedyna! mam nadzieje, ze pojechalas do okulisty! czlowiek nie rodzi sie z czesciami zapasowymi!!!!!!!
Granti
28 września 2009, 13:05mam nadzieję, że już pożałował. Okrutnik jeden! Biedne oczko, pochuchamy, może przestanie boleć :))