Drugi dzień kapuścianego obżarstwa. Brzuszek jak balonik. Najedzona po uszy. Najedzona i stękająca z nadmiaru... po jakimś czasie znowu myk do kuchni, jeszcze łyżkę specjału wepchnąć....
Do teraz, do godziny 20 zassane 961 kcale. Było nawet coś maluśkiego na słodko.
Na rowerze przejechane 35,5 km. Spalone 522 kcale. Zmarzłam.
Zadowolona jestem. Z pilnowania pochłaniania, z aktywności fizycznej.
Z wagi nie. Zasadniczo constans. Ruchomy constans. Od 1 września waga waha się w obrębie od 57,4 do 56,4. Raz kilo w dół, potem 0,7 do góry, potem pół w dół, potem znowu pół w górę. Ogólna tendencja jest spadkowa, ale jakaś ślimakowa, pooooowoooolna.
Drażni mnie.
haanyz
25 września 2009, 21:14waga niech sobie skacze! I tak jestes chudziną! Ale moge sobie wyobrazic tylko twoje umiesnione wyrzezbione cialo. pewnie pieknie wygladasz!!!
RadGor
25 września 2009, 20:25wagę masz super. Mnóstwo się ruszasz. A na wzdęty brzuszek dobra jest łyzeczka majeranku popita szklanką wody. Pozdrawiam. Kaśka