No tak.......
Pofolgowałam sobie w ostatnich dniach rejsu. Bo we mnie łakoma dusza łkała za smażonymi tamtejszymi rybkami, morskimi żyjątkami. I wrzeszczała na mnie, że słoneczne pomidory, podpłomyki i oliwa to za mało na kolację, że można tak 10 dni, ale nie więcej. No więc dałam mojej duszy najeść się rybek po uszy.
I w dodatku zamiast szlachetnymi trunkami, to się napijałam piwem, Amstelem i Hainekenem. Na upał one najlepsze.
W Atenach też sobie pofolgowałam. Po zdobyciu Akropolu i jeszcze dwóch mniejszych świątynnych wzgórz - z córką pozwoliłyśmy sobie na lody, ona potem na dużą musakę, a ja na talerz morskiego drobiazgu. Mniam....
I w czasie trzydniowej podróży powrotnej też jadłam, gdy się zatrzymywaliśmy na spanie. Ten puszysty omlet, ta smakowita ryba słodkowodna (pyszna była, ale nie wiem, jak się nazywa ten gatunek po serbsku) i ten różowy łosoś u nas na granicy.
I na Słowacji czekolada Studencka, tęskniłam za nią 2 lata.
Śnią mi się te wszystkie smaki, ale waga jest bezlitosna. Pogroziła mi palcem za brak konsekwencji. Urosła. Niedużo, ale jednak. Ponad kilogram.
Chociaż z drugiej strony - pamiętam rejsy, po których wracałam cięższa o 4 kilo. Więc może jednak nie tragedia.
Obmierzyłam się. Urosłam tylko w tali, gdzie indziej jest konstans lub spadek.
Od wczoraj znowu liczenie kalorii. Masełka cienko. Wędlina oszczędnie. Jogurty i mleczne słodkości a sio. Jako przegryzki - groszek, kukurydza, pomidory, wszystko saute. Na szczęście już nie robię sobie drinków w dzień, zawsze to mniej do zassania.
Ach, wczoraj starsze dziecko "pożyczyło" tylko "na chwilę" mój osobisty rower. Wróciło z rozwalonym tylnim kołem. Dawno nie byłam tak bliska dzieciobójstwa.
Teraz - na obiad - zjadłam 1 kromę ciemnego chleba z ziarnem, cienko smarowidła, 1 prawie przeźroczysty plasterek polędwicy i michę krojonych pomidorów z oliwą grecką. Te pomidory nie smakują jak tamte, na wyspach, nie mają w sobie tego cudownego słońca. Szkoda. Wielka szkoda.
OPALONA JESTEM, wczoraj i dzisiaj na ulicy nie widziałam nigdzie ciemniejszej osoby. To ten wiatr na jachcie, to tamto słońce wszędobylskie, to te odblaski światła na falach. Te odblaski antyczni wyspiarze nazywali oczami roześmianych bogów...