1.
Ktoś kiedyś dowodził, że przerasowane psy z miasta nie mają instynktu. Nieprawda!
Gruby siwy jamnik zawzięcie próbował się wytarzać w zasuszonej padlinie przejechanego jeża na skraju osiedlowej uliczki. Odchodził i znowu wracał, i znowu się wkręcał w truchło.
2.
Wieczorem wybrałam się na rower. Nie sama, nie! Pod opieką. Po płaskim. I tempo miało być jednostajne. Było, owszem. Ale wcale nie wolne. Ja narzucałam.
Na początku czułam, jak z każdym obrotem pedałów zostaje za mną ból ostatnich dni. Oddychałam pełną piersią i z radości jechałam bez trzymanki. W drodze powrotnej niestety 2 razy mnie dopadło bolenie i bezdech, ale krótko i łagodnie. Tylko raz musiałam zejść z roweru.
Dobrze, że się wybrałam pod opieką.
3.
Saska Kępa pachnie i wygląda dokładnie tak jak powinna. Jak kiedyś Osiecka napisała, jak Marylka wyśpiewała.
Wszędzie piramidkowe kaskady kwitnących kasztanów. Wszędzie oszałamiający bzowy zapach. Nawet na Francuskiej, gdzie z reguły czuć wyziewy z Efezu, tego najlepszego stolicznego kebaba. Zielono i soczyście.
Dzielnica żyła do późnej nocy. Knajpki otwarte do późna, dzieci na rowerkach.
4.
Cudny wczorajszy wieczór! Oszałamiająco ciepły. Oboje nosiliśmy ciuchy cykladzkie. Moje ostrogowe pięty dały się namówić na niewielki spacer.
Pachniał bez. Latały płonące lampiony. Z plaż wiślanych i z miasta_Cypel dolatywały dźwięki całonocnych imprez. Pan i Władca miał takie miękkie dłonie.
5.
O 4:30 obudziły mnie kuchenne łomoty. Potomstwo wróciło. Jak to jest? Wyszli gdzie indziej i kiedy indziej, a wracają razem. No, trzeźwi to oni nie wrócili. Jakieś krzesło kuchenne łomotnęło. Przysnęłam. Za moment 5 końcowych dźwięków mikrofali. I znowu 5 brzęczyków. Znowu. Upuszczona łyżka brzęczy na kafelkach.
Się podniosłam. Z warkotem wchodzę do kuchni. I mi warkot w gardle zamiera. Jedzą właśnie trzeci talerz pomidorowej. Razem. Z jednego talerz. Jedną łyżką.
- a bo nie chcieliśmy, żebyś miała dużo do zmywania. . .
6.
Późnym porankiem wchodzę do kuchni. Posprzątane. Pachnie bez.
One przedświtowo wyszły i narwały dla mnie bzu !!
(Mam tylko nadzieje, że nie kradły komuś obcemu, a tylko z tych krzaków, co je z sąsiadem Darkiem na bezpańskiej ziemi sadziliśmy. Tak, to ten sam sąsiad, z którym zimą razem odśnieżamy społecznie)
7.
Waga drugi dzień z rzędu odrobinkę poniżejpaskowa.
RudaBaba
16 maja 2012, 16:02Ehhh Ty to masz ten talent do pisania:)
rob35
15 maja 2012, 07:51Jola, nadrobiłam zaległości u Ciebie i ten cudny wpis, klimatyczny, wybrany komentuję czułym westchnieniem nad najwspanialszymi chwilami matki achchchc
rozaar
13 maja 2012, 11:09Młodość ma swoje prawa,dobrze,że nie nawarczałaś jednak.Jolu humor mi poprawiłaś niedzielnie,przedpracowo tą zielonością i bzem.Lubię Twój pamiętnik-pozdrawiam.
luckaaa
12 maja 2012, 23:54Jola klaniam sie do twoich stop ! Mialam ta sama mysl , jak spojrzalam na dziewczatka , potem na fote ... One sa Nowym Swiatem - bez granic . Najwazniejsze , ze tak sie czuja ! Sa przyjaciokami juz od wielu lat . Cmokam sobotnie :)
gilda1969
12 maja 2012, 21:17Za ten bez to ich ucałuj i się już nie gniewaj, ze trochę zabawili:)
jolajola1
12 maja 2012, 17:28Agnes, pewnie mogli, ale przeciez nie byli trzeźwi
deepgreen
12 maja 2012, 17:16Dobrze ze znow lapiesz wiatr w skrzydla.Punkt piaty rozbrajajacy:-)
agnes315
12 maja 2012, 16:47a nie mogli zjeść z dwóch tależy dwoma łyżkami i potem po prostu sami umyć???
kasperito
12 maja 2012, 16:29Jolu Ty usiedzieć jednak na miejscu nie możesz:)
sr.lalita
12 maja 2012, 14:46Jolu, jak Ty ślicznie piszesz! Aż mi bzem zapachniało i zielono sie wokól zrobiło jak to czytałam! :-)
CuraDomaticus
12 maja 2012, 14:22Jak fantastycznie się rozsezonowałaś !!!!!!!!!!!!
luckaaa
12 maja 2012, 12:47Fajne te twoje dzieciaki !