Miałam zostać pszczelarzem. Pasieka miała być kiedyś moja. Od dzieciństwa pomagałam tacie przy ulach, kręciłam miodarką, głaskałam pszczoły, miałam nawet własny kapelusz z siatką. Pszczoły owszem, trochę kłuły, ale to była tylko niewielka przykrość przy przyjemności.
Do czasu pierwszej ciąży. Coś we mnie zmieniło. Metabolizm? Feromony? Zapachy? Nieważne co, ale zmieniło się na stałe.
Po pierwsze - pszczoły zaczęły mnie atakować, tak, same z siebie, nieprowokowane. Bywało, że spokojnie siedziałam gdzieś na rancho u rodziców, leniwie gawędząc. I nagle podlatywały dwie pszczoły i samobójczo mnie kłuły przez ubranie. Po drugie i gorsze - stałam się koszmarnie uczulona na pszczeli jad. Gdy w ciąży przydeptałam pszczołę, co mi w poziomkach weszła do chodaka, ta mnie oczywiście użądliła. W stopę, pod spodem, koło pięty. Zaś noga spuchła mi aż do_powyżej biodra, była wielka i czerwona i boląca, przez ponad tydzień chodziłam o lasce.
Przez lata jeździłam na wszelkie wyjazdy ze strzykawką i adrenaliną. Raz musiałam użyć.
No i lata treningu u boku ojca poszły na marne.
Ale miód do dzisiaj uwielbiam. Jak jest czas na miodobranie, to często przyjeżdżam do rodziców. Chociaż z daleka popatrzę.
Tata zawsze zostawia dla mnie okrojone języki plastrów z miodem...
Bo do miodarki wchodzą tylko całe ramki. Wsuwa się je w prowadnice i zaczyna kręcić korbą miodarki, a siła odśrodkowa robi resztę.
Ramki są sztywne, z reguły prostokątne. Wewnątrz ramki wkleja się węzę , i na tym szablonie pszczoły budują plastry, w których są albo czerwie albo miód albo pyłek. Gdy jest za dużo pożytku i nie ma pustych ramek, pszczoły same z siebie budują plastry, przyczepiając je na zewnątrz ramek, albo wręcz na ściankach ula.
Oczywiście tego "naturalnego plastra" nie uda się odwirować w miodarce. Trzeba odkroić i ręcznie wycisnąć. Albo wyrzucić. Albo wyżuć. Jak gumę do żucia, wyssać smak miodu, a wosk wypluć.
To jest odpad produkcyjny!!! I zawsze mi się uśmiech pojawia na paszczy, gdy w sklepach eko widzę "naturalne plastry z miodem" , po cenach baaardzo wysokich. Sprzedawanie odpadku jako produktu, hehe, to dopiero jest wspaniały biznes!!
2 lata temu był jakiś przypadkowy spęd u rodziców na rancho, akurat następnego dnia po miodobraniu. Wszyscy lubimy żuć ten wosk ze świeżym miodem, wylizywać talerzyki, paprać palce i brodę miodem. Wylizywałam talerzyk z kawałkami wosku i nagle mnie zakłuło. No tak, to mój niefart do pszczół. Zdechła pszczoła zostawiła poprzedniego dnia żądło i akurat na mnie padło, akurat ja musiałam wbić je sobie w chciwy jęzor!!! Tylko ociupinkę spuchłam, bo w końcu nic mi nie pompowało jadu, weszła mi tylko ta odrobina, co była w żądle. Ale i tak płakałam z bólu. Czemu nie trafiło na nikogo innego??!
Piszę to wszystko, bo od trzech dni takim przysmakiem, takim ODPADEM PRODUKCYJNYM zabijam chciwość na słodkie. Odgryzam po kawałku...
Jak to dobrze, że tego nie można zjeść dużo, świeży miód jest znacznie słodszy niż ten ze słoika. No i ta cała czynność żucia i plucia jakoś zaspokaja potrzebę na słodkie.
ps vitaliowe
waga wciąż paskowa, a nawet ociupinkę ponadpaskowa
rower wciąż obecny, codzienne kilometry: śr(poprzednia)-41, czw-17, pt-39, sob-31, noc sob/ndz-22, niedz-56, pon-40, wt-38, śr(dzisiaj)-20
Milly40
30 czerwca 2011, 21:40uczuklona na jad pszczół, jak kioedys mnie 2 urzadliły na raz to o mało nie zeszłam z tego swiata.... co do matur, ci niezdani to głównie z matematyki są. Ale wciąż, 30% to naprawde nie jest jakiś himalaj którego nie mozna zdobyć. Już nie bede wspominać, ze mój syn w gimnazjum (fakt ze to gimnazjuum dla mózgowców) na klasówkach robił zdania maturalne, i one naprawde nie opierały sie o nic wiecej poza wiedze z gimnazjum (matura rozszerzona, co inneg). Moim zdaniem poprostu w tej chwili do liceów idą dzieci, które "za naszych czasów" nigdy do liceów by nie poszły, bo wiado że by sobie nie poradziły...to cena niby postępu i demokratyzacji edukacji na poziomie wyzszym niż podstawowe, zawodowe. Ale najgorsze jest to ze wymagania juz są niskie, a jak wynik kiepski to sie postuluje jeszcze ich obnizenie. SZALEŃSTWO.
mrowaa
30 czerwca 2011, 11:35To mój osobisty ślubny:))) Obecnie z wagą 80 kg a kiedyś 93 kg:)))) Ale teraz to jednak głównie mięśnie:) Poszukam jakiejś foty, ale mało spektakularna będzie bo on głównie brzuchol mial,a że wysoko (181 cm) to wyglądał dalej dobrze:))) Z ruchu to tylko czasem siatkówka a potem obowiązkowo piwo... nie biegał bo go główka od biegania bolała... pamietam jak zaczął plan 10-tygodniowy.... po 2 minutach sapał:) Zaczął dokładnie w czerwcu dwa lata temu aby się odchudzić i pół roku później przebiegł pierwszy półmaratona... potem maraton i następny.... i bieganie przestało mu wystarczać:) Więc zaczął dodatkowo pływać i kupił szosówkę:) Za rok planuje całego IronMana czyli dystans 3,9 - swim, 180-bike, 42 - run. Ja już się boję o niego. Buziole!
ewkada
30 czerwca 2011, 10:44Ale Ci zazdroszczę tegorocznych wakacji na morzu.Na pewno coś pięknego i innego od plaszczenia na plaży.O kondycję nie musisz się martwić,bo czytajac Twoje wycieczki kilometrowe na rowerze,to jestem pełna podziwu dla Ciebie. A przy okazji świetne zdjecia,przynajmniej mogę zobaczyć jak wygląda Warszawa wieczorem.Pozdrawiam dzielną pszczelarkę.Ewa
agnes315
30 czerwca 2011, 09:14takie pytanie trochę nie w temacie miodu: jaki proponujesz kupić mi rower? mojego się nie opłaca już reperować, postanowiłam kupić nowy, na raty może, tak w cenie 1500 około...da radę? może jakąś markę zaproponujesz?
mikrobik
30 czerwca 2011, 08:45Dzięki Tobie i ja wróciłam do dzieciństwa. Wyjeżdżałam z rodzicami i bratem "na letnisko" jak to się wówczas mówiło. Tam (to miejsce już nie istnieje zalane wodą) było jak w bajce. Stary młyn, rzeka, 2 chałupy i sąsiad z gromadą dzieci - moich wakacyjnych przyjaciół. Ten sąsiad miał właśnie pasiekę i stamtąd znam zapach i smak wysysanego z tych dzikich plastrów miodu. Mój rekord ugryzień to było 8 pszczół jednocześnie (całe szczęście, że nie miałam uczulenia).
CuraDomaticus
30 czerwca 2011, 08:40jaki odpad !!!!!!!!! odpadam z zazdrości
datuna
30 czerwca 2011, 07:11W Bułgarii jadłam takie odpady :) pyszne były i fajnie jest rzuć taki wosk, wysysać z niego miód :) mam nadzieję, że nie będziesz zbyt długo bolec po tym niefortunnym żądle w plastrze, Jolu. pozdrawiam!
AnnaLidia
30 czerwca 2011, 00:41Jolu, mój ojciec jest pszczelarzem-amatorem. Teraz ma na działce 9 uli. Kilka tygodni temu wybrał miód akacjowy, a za jakiś tydzień nadjedzie czas na odwirowanie lipowego. My również całą rodziną zbieramy się na działce i wysysamy resztki słodyczy z produkcyjnych odpadów :) A z wosku ojciec robi świeczki, które zanosimy na cmentarz. I w ten sposób nic się nie marnuje, brzuszki szczęśliwe, a pszczoły tańczą przy ulach aż miło :) Trzeci zbiór planowany na ten rok - nawłoć.
KaSia1910
30 czerwca 2011, 00:32oj wiem o czym piszesz, moja rodzina na wsi miała ule z pszczołami i ja jako dzieciak byłam świadkiem podbierania takich plastrów a potem kręcenia w miodarce. Smaku tego miodu nie zapomnę do dnia dzisiejszego, dodam jeszcze, że był do tego prawdziwy wiejski chlebuś własnej roboty z masłem robionym a raczej trzepanym przeze mnie. Kurczę tak żałuję, że moje dzieci już nie poznają naturalnych smaków, tylko sztuczne badziewia z ulepszczami, konserwantami i tym podobne. Pozdrawiam ciepło
dior1
30 czerwca 2011, 00:11Nigdy się nie zastanawiałam, co dzieje się przed włożeniem miodu do słoika.... Dziękuję za przybliżenie tematu.... Pozdrawiam
bonasaga
30 czerwca 2011, 00:03Miałam i ja swoją przygodę z miodobraniem, może kiedyś opiszę :) A do wirówki uwielbiam wkładać i jak zaczyna miód kranikiem ściekać...
kitkatka
29 czerwca 2011, 23:39lat nie znosiłam słodkiego smaku i miodu. A teraz moge łychami. Pożułabym. Pozdrówka
dziejka
29 czerwca 2011, 23:35ten smak i to żucie miękiego wosku.Odczucia nie do opisania
wanad1
29 czerwca 2011, 23:22mam takie wspomnienia z miodobrania( u stryja) -żucie kawałków woskowych plastrów z miodem... Mój Stryj (czy dziś jeszcze tak się mówi? ) był wielkim prześmiewcą i kawalarzem.Pamiętam Jego "receptę" na to,żeby pszczoły nie użądliły: "powtarzaj -gorzko,gorzko". Mamrotałam te dwa słowa święcie wierząc,że żadna pszczoła mnie nie użądli:) Nie muszę chyba dodawać-nie podziałało "zaklęcie"-spuchła mi cała twarz po tym ,jak jedna z pszczół zaplątała mi się we włosach a ja histerycznie machałam rękami by ją odpędzić:) Nie chodziłam do szkoły przez tydzień:) Kochany Stryj-to było tak dawno... Dzięki,Jolu. Pozdrawiam serdecznie
mrowaa
29 czerwca 2011, 23:16Wygląda cudnie... a ja musi smakować:))))))
zarowka77
29 czerwca 2011, 23:10ales mi smaku narobila;) ja kiedys u dziadka widzialam taki wosk i miod i dziadek w takim kapeluszu ten miod na wosku wybieral... i taki zapach byl i taaaaaki smak...................... ;) ale ci zazdroszcze;))) glodomorze miodowy;) i dzieki za trasy;)))
DuzaPanna
29 czerwca 2011, 23:03w życiu nie słyszałam o takim odpadzie produkcyjnym :) i że można to żuć :D fajne!