Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
odbiło mi, nie da się ukryć - zimowo-siłowniowe
podsumowanko


Ale tylko troszeczkę mi odbiło! Jeszcze nie jestem groźna dla otoczenia. Nie gryzę i nie zarażam.

 

 

Właśnie podsumowałam, policzyłam i zanalizowałam moje zimowe wyczyny na siłowni. Głównie na siłowni. Acz również chodziłam na basen (11 godzin) i nocami chodniki odśnieżałam w czynie społecznym, 4 dni sprzątałam stajnię Augiasza i cyklinowałam ręcznie podłogę w jednym pomieszczeniu. No i już w marcu zaczęłam jeździć na prawdziwym rowerze.

Biorąc wszystko do kupy - spaliłam 57772 kcali. Tak! Prawie 58 tysięcy kcali.

Jej! Jaka byłabym gruba, gdybym nie miała takiego spalania!

Ale tygodniowo to daje tylko 4444 kcalików. hehe. Wśród Mulionerskich Spalaczy są bardziej wydajni.

Ja jestem mniej wydajna, bo ja jestem malutka. 

 

I mam za sobą duuuużo kilometrów. Na piechotę, czyli na bieżni i na orbim, przeszłam i przetruchtałam 435,71 km. Rowerkami stacjonarnymi przejechałam ponad 521 km. Proste dodawanie...

 

 

Wracając do siłowni. To są dane od 2 stycznia do 25 marca

 

Crosstrainner, pieszczotliwie i z polska zwany orbitrekiem.

201,21 km w 1265 minut czyli w 21 godzin z ogonkiem. Zaczynałam od dwóch sesji po 5 minut, a ostatniego dnia potrafiłam 43 minuty jednym ciągiem orbitować, a skończyłam nie ze zmęczenia tylko z powodu drętwienia palców stóp.

 

Rowerki stacjonarne różne. W ciągu ostatnich 3 tygodni jeździłam niemal wyłącznie na tym nowym wspaniałym metalowym mastodoncie, który wzbudził we mnie 6 marca wrażenia zupełnie nie_sportowe.

521,01 km w 1778 minuty czyli w ciut ponad 29 i pół godziny

Jak to jest, że na stacjonarnym rowerze po 10 minutach umieram z nudów, musze czytać książki i gazety, gapić się w tivi - a gdy jadę w terenie, to NIGDY się nie nudzę i nie nudziłam?

 

Wioślarz.

Nie pokochałam go, acz poprawiłam znacznie osiągi. Spędziłam na nim 288 minut, spaliłam 2018 kc. Zaczynałam od średniej pociągnięć 19, skończyłam na 24. Wzrósł też stopień obciążenia. No, ale się nie pokochaliśmy.

 

Bieżnia, moja miłość.

Przebiegłam, przeszłam, przetruchtałam 234,5 km. Z tego 90% z ciężarkami w rękach. Zaczynałam od pół kilo, skończyłam na 1,5 kg w każdej łapce. Zaraziłam tym sposobem chodzenia kilka osób. Spędziłam na bieżni prawie 38 godzin.

 

Policzyłam sobie czas ogólny. Ale tylko ten spędzony na maszynach. Bez doliczania odpoczynku i przebierań mokrego podkoszulka i mokrej bielizny, bez brania pod uwagę rozgrzewek przed- i bez rozciągań po- treningu. No więc na maszynach spędziłam UWAGA!!! ponad 95 i pół godziny.

Musiało mi rzeczywiście odbić.

 

 

Teraz już na siłownię nie chodzę.

Teraz mam Pomarańczową Błyskawicę.

Teraz mam bieganie za rowerkiem Staśkowym.

Teraz mam patyki.

Teraz mam wiatr we włosach.

I teraz w sama sobie w głowę zachodzę, jak mi się udało zmusić się do spędzenia na siłowni tyyyyle czasu????

No jak ????

Co? Naprawdę tak mówiłam?? Że sama chciałam????

Eee, tam niemożliwe. Ludzie chyba nie som takie gupie..

Som?...

 

 

 

 

ps.1

wczoraj rower był, pod wiatr i z wiatrem

wczoraj też był nadmiar ginu z tonikiem

dzisiaj umieram, a na pomysł wyjścia na słońce otrząsam się jak pies po wyjściu z wody, brrrr

a żeby rower???? jeszcze większe brrrr! reszteczka osobistego mózgu boleśnie obijałaby mi się we wnętrzu czaszki, sam pomysł budzi przerażenie

 

ps.2

kot się znalazł

nowa współspaczka córki późną nocą na FB i skypie napisała (cytuję) "wrócił! a żeby się przystosować do innych zdjął skubany obrożę. ale jest już"

 

ps.3

waga sobotnio-poranna 56

może zacznę się przyzwyczajać ?...

 

  • loteria

    loteria

    3 kwietnia 2011, 01:09

    ...Juz dawno miałam takie podejrzenia,że Ty to ze snu o potędze jesteś :) Na pewno nie z realnego świata:) Czytam ten Twój pamiętnik jak książkę,od początku. A teraz pomyślałam,że to literatura SF:))) Normalnie żuchwa mi opadła po tych wyznaniach siłowniowych...Czy Twoja doba ma 24h???

  • kitkatka

    kitkatka

    3 kwietnia 2011, 00:15

    pchlarz wróci. Głód go przygnał. Ludzie sa takie gupie i sami potrafią się katować. Jak ja bym ćwiczyła tyle co Ty to już by mnie widać nie było. Normalnie Miss Trawy. Składam kolejny pokłon przed Jolą terminatorką. U nas dzisiaj było szaro buro i ponuro więc pogoda idealna na kaca. Pozdrówka

  • joanna1966

    joanna1966

    2 kwietnia 2011, 23:30

    ja to bym się z Tobą tego ginu napiła. jak cholera.

  • mikrobik

    mikrobik

    2 kwietnia 2011, 18:17

    Przeczytałam, przetarłam oczy i jeszcze raz przeczytałam. Nawet nie wiem co napisać. Chyba są tacy ludzie, którzy tak muszą. To chyba kwestia jakiejś innej konstrukcji psychofizycznej niż większość ludzi, którzy przy takim wysiłku wyciągnęliby kopytka. To chyba wciąga jak narkotyk i bez tego wysiłku fizycznego już nie bardzo można egzystować. Czy to zdrowe i dobre dla organizmu? Nie jestem już taka pewna, ale podziwiam Cię Jolu.

  • bonasaga

    bonasaga

    2 kwietnia 2011, 15:04

    Całkowicie się zgadzam. Ja sprokurowałam sobie specjalny zestaw muzyczny "na siłkę" bardzo rytmiczny, a i tak mi się nudzi na orbim :) Oczywiście jak na tę siłownie trafię :)))

  • Desperatka75

    Desperatka75

    2 kwietnia 2011, 14:41

    chyba przestanę Cię "czytać" ;-) Nie wiem, czy potrzebujesz, ale przesyłam to: <img src="https://vitalia.pl/obrazki/91/86/2-Przypywu-wiosennej-en-801.jpg"> Buzior!

  • alunia1960

    alunia1960

    2 kwietnia 2011, 13:50

    Jolajola - bo Ty oprócz bardzo energicznego ciała masz głowę i to nie tylko dla fryzjera. Czasem też dla gin&tonic - ale to przejściowe. Tak wogóle - wyrazy podziwu za całokształt :-) i nie kokietuj nas tu "gupotom"

  • luckaaa

    luckaaa

    2 kwietnia 2011, 12:31

    Jesuuuuu .... co to znaczy TYLKO 4444 kcal tygodniowo ? Ja sie pytam grzecznie ? Bo sa owszem lepsi , spalaja wiecej ... Np . taki Petter Nortug - spala okolo 7000 tys dziennie TYLKO , ze on jest narciarzem , biega zawodowo i zdobywa zlote medale . Jego dzien wyglada tak spanie , jedzenie, trening , jedzenie, spanie trening.... itd caly czas . Prosze przyjac do wiadomosci , ze spalasz i trenujesz bardzo duzo, a jak czytam o tych osiagach , to mnie cialo boli :) znaczy miesnie :))

  • wiktorianka

    wiktorianka

    2 kwietnia 2011, 12:03

    ja chodze na silownie nieprzerwanie...6 razy w tygodniu....podnosze ciezary...i dosiadam tych wszystkich maszyn....tyle tylko, ze nie mam takich skrupulatnych zapiskow z tych wyczynow...biegam juz na zewnatrz....tez lubie ten wiatr we wlosach....jutro startuje w biegu charytatywnym....na 10km :)))....a poza tym siedze w swoim pudelku nicosci i chyba wyjde z niego po 40-ce :))).....pozdrowionka

  • bebeluszek

    bebeluszek

    2 kwietnia 2011, 11:58

    to zostajesz, bo na godzinke to szkoda przeciez wysulku umyslowo-fizycznego wynikajacego juz samego wybrania sie do owej silowni! Jola, jak tak kochasz bieznie, to moze i ty z nami pobiegniesz, co????

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.