naprawdę, daję słowo!
A jak ktoś nie wie, co znaczy termin, to zalecam zajrzenie do Kopalińskiego albo chociaż do (pożal się boże) vikipedii
Bo w ciągu ostatniej doby mapy.góglowe odświeżyły mapy Polski i w kilku miejscach dały obrazy o największym powiększeniu.
Mam wrażenie, że jeszcze trochę i będzie można przez moje wielkie okna zobaczyć, jak w domu wszyscy chodzimy nago lub półnago. Bo na dziś - to taki zezwłok, taki mikro-widoczny przecinek różowy na tarasiku to najprawdopodobniej ja.
Bo widzę moje balkon i taras. I okna kuchni i największego pokoju. I kominy. I dach, gdzie kot ucieka i gdzie czasem synalek panienki uwodzi na najpiękniejszy nocny widok na most Syreny. I między drzewami stoi srebrny volvowy rydwan Pana i Władcy, przednią szybę mu widać, ale osoby wewnątrz już nie. Synkowego łaciatego volva nie widać na goglach, widocznie gdzieś w drodze był.
I nasza firma, na wsi siedleckiej zabitej dechami, gdzie zimą pekaesy u nas na podjeździe zawracają - jeszcze rok temu była tylko zamazem na skrzyżowaniu dróg. W październiku zeszłego roku Najjaśniej Panujące Nam Gogle uszczegółowiło tamte mapy i było już widać srebrzysty odblask od dachu hali produkcyjnej. A dzisiaj patrzę i oczom nie wierzę! Widać dwuspadowość dachu hali produkcyjnej. Widać dom, w którym 5 lat spędziłam na emigracji wsiowej. Widać biuro, widać stary młyn na warsztat przerobiony, widać budynki socjalne. Nie widać tylko wielkiej huśtawki na trawniku, co ją z ciężkiej nierdzewnej stali narzędziowej pracujący u nas Rosjanie dla mojej, wtedy prawie rocznej, córki uczynili. Aż dziwne, bo to mastodont wielki i żelazny, a bujawka leciusieńko do dzisiaj chodzi, za popchnięciem małym palcem.
I sprawdziłam jeszcze tarnowskie Azoty. Tam równo 6 lat temu Pan i Władca firmę stawiał, odnawiali budynek starej melaminy, robili instalacje w budynku i poza budynkiem. A mapy góglowe uparcie pokazywały widok z 2002, tylko jakieś zamazy budynkopodobne i pusty plac obok zamazy budynkopodobnej. A dzisiaj, ciekawością wiedziona, powiększyłam mocno obszar Azotów i cóż widzę??? Na placu koło budynku widać betonową tacę i cztery zbiorniki chemikaliami, z których do jednego przyłożyłam łapkę. Znaczy do jego wyglądu.
Już tak czuję, że noc całą albo pół nocy spędzę nad mapami góglowymi, wędrując po miejscach znanych i nie. Odwiedzając domy vitaliowych koleżanek i przyjaciółek. Bawiąc wirtualnie w miejscach znanych do bólu naskórka. Albo w budynkach, co o nich pamięć tylko ból przywodzi. Albo... sama nie wiem...
ps vitaliowo
Hanny, śpieszę donieść, że mi serwetki ustawiane w namioty nie są na imprezach potrzebne. Bo ja na imprezach nie jem. Bo ja na nich piję jeno i robię foty. Na wczorajszej imprezie zjadłam 4 widelce tatara z talerza Pana i Władcy. Resztę kalorii wchłonęłam w płynach. A na to namioty nie pomagają.
Waga poranna? a cholera ją wie! Wiem, że przed świtem, gdy rodzinni faceci na grzyby się wybierali - to ja stanęłam na wadze. I wiem, że barwnie przeklinałam. Ale nie zapamiętałam... Widocznie cyferki były obrzydliwe.
Do południa prawie drzemałam. Z zamkniętymi żaluzjami. Bo mi słońce swym blaskiem obrażało oczy. To nie kac. To tylko przepicie. To tylko schodzące zmęczenie po ostatnim tygodniu.
Potem rower, ponad 2 godziny, ponad 38 km.
Potem wizyta u mamy w szpitalu. Jak ona jest jeszcze chora, to ja jestem Hatszepsut!!! Pełna znowu wigoru i złośliwej energii. Na powrót podła i oczami mówiąca, że przecież ona jest serdeczna. Objechała nieobecnego Tatę, że pewnie nie dopilnował zebrania jesiennych malin. Współspaczki wszystkie nazwała ropuchami, bo nie używają różańca. Objechała mnie, bo łapówka/dziękczynienie dla lekarza (słoik miodu, ponad 0,6 kg) nie była nalana pod pokrywkę, brakowało centymetra jednego i 4 mm.
Porozmawiałam z lekarzem. Ma ją trochę postraszyć jutro przy wypisie.
A potem szłam do domu z patykami i płakałam. Nawet dziękuję głupiego nie usłyszałam. Tylko pretensje.
Patyki szłam dłużej. Żeby się uspokoić. 6,65 km. Pod koniec nie płakałam, tylko gniewnie mamrotałam.
Jutro na mnie czekają dwa firmowe komputery. Coś im się stało w twarde dyski w odstępie 3 dni. Nie lubię szukania błędów, wrrrrr. A muszę. Bo potrafię.
I jeszcze ten nowiuśki laptop dla córczęcia. Mam go dostosować, powgrywać oprogramowanie, co sobie zażyczyła i jej wysłać.do Danii. Programy przydatne na studiach oraz koniecznie Diablo2, razem z sejwami i linkami do grania w gromadzie. Ja kocham XP, a na lapku nowomodne w7, oraz nie IE, tylko Chrome. Wiem, powinnam kupić podręcznik. Ale mam to robić na cito. A poza tym na żadnym innym rodzinnym/domowym/firmowym sprzęcie nie ma W7. To po co ja mam kasę na podręcznik jednorazowy wydawać? W związku z tym robię na czuja.
A jak to mówił mój zmarły niedawno przyjaciel, na czuja to można co najwyżej w nocy usiąść na belce w latrynie harcerskiej.
renianh
19 września 2010, 23:01Chorzy ludzie często bywają niemili.Niektórym trudno powiedziec najprostsze dziękuje ,przepraszam, kocham ,to nawet nie ich wina takie było wychowanie .Niektórzy uważają że rzeczy oczywistych nie trzeba mówić ,mama na pewno jest Ci wdzięczna.
barpolit
19 września 2010, 14:30Jolu, nie wiem dlaczego, ale to bardzo typowe zachowanie i wiem jak to boli. Moja Mama też się tak zachowywała i wiele mam moich koleżanek. Nie potrafiłyśmy nawiązać ze sobą kontaktu. A teraz, gdy już jej nie ma, żałuję tego bardzo, że taka pełna złości byłam. O tyle spraw chciałabym ją zapytać, ale jest za późno...
datuna
19 września 2010, 09:09nie lubię W7, będę jechać na XP aż sie zestarzeje i nie będzie z niego większego użytku. Wtedy przesiadam się na Linuxa. Narzekactwo i brak wdzięczności...jak to Pratchett w ostatniej książce ładnie napisał, powszechnie wiadomo, że nie należy oczekiwać wdzięczności od tych, którym pomagamy, heh. Nic to, z uśmiechem i do przodu, nowe googlowe mapy odkrywać. pozdrawiam serdecznie Jolu :)
mikrobik
19 września 2010, 06:33Pokochałam tę mapę googlową gdy moja córcia wyemigrowała na pół roku do Singapuru. Widziałam gdzie mieszka, jak wygląda jej ulica do pracy i basen, w którym pływa. Zejście do metra na "jej" stacji i miejski park. Warszawa w porównaniu z Singapurem jest jeszcze słabo obfotografowana, ale jest już całkiem nieźle.
dziejka
19 września 2010, 01:19Dobrze piszesz kobito guupia jestem jak but .Sprawdziłam w kalkulatorach 100 g smalcu to 880 kcal ,spoko tyle zjadłam albo więcej ,a chlebek to co pikuś .rano też było jedzone ,myśle że 2500-3000 tyle wciągnęłam dzisiaj, no gupia jak nic. Ja w kompie tez gupia ,syn mi kiedyś przesłał linka z taka mapą jak piszesz i widziałam na niej drzwi i okna mieszkania mojego syna praktycznie mogła bym te drzwi otworzyć .On mieszka w Holandii.Nie wiem jaka mapę Ty otworzyłaś ,ale jak próbowałam znaleźć nasz dom, owszem widać ,ale tylko z góry ,nie widać drzwi i okien
luckaaa
18 września 2010, 23:49Jak znam Spychalke to juz cie podlaczyla w to . Robi jakies tabelki. Zaproponowalam nowy watek na forum ( widzialam , ze ty tez ) , ale w pamietnikach moze bardziej kameralnie ? Obadamy ! Na razie bierzemy sie w garsc , bo juz zaczelysmy od wczoraj :-)
schizofrenja
18 września 2010, 23:25jakbyś pisała o tym, że niebo jest niebieskie to też bym Cię chętnie czytała...
joannnnna
18 września 2010, 23:17tutaj w tym kraju dyskuska na temat pomyslu google trwala chyba z miesiac... w polsce w tym czasie nie zauwazylam nawet drobnej wzmianki w wiadomosciach czy innych serwisach informacyjnych... a moze niezbyt uwaznie i dokladnie je sledzilam?... no w kazdym razie tutaj grzmialo i huczalo we wszystkich mediach... stanelo na tym, ze mapy beda dokladne, bedzie widac samochody, okna, firanki i wszystkie szczegoly, szczegoliki i detale... jednak osob widac nie bedzie... czy to wszystko pochwalam? NIE !!! podobnie zreszta jak wiekszosc spoleczenstwa w tym kraju... czy jest jednak metoda na takie google?...
TazWarkoczem
18 września 2010, 23:14bo generalnie gry na laptopach nie chadzają... chyba ze ten ma jakąś mega kartę graficzną ;) pozdrawiam kochaną moją Warszawę.... eeehh ostatni weekend tylko przelotem bylam - z WIsłostrady przez centrum - bo książe z bajki nastawil na GPS POznańską, ale nie w Morach tlko w Wawce , więc przejechalismy najpiękniejszą trasą , od zamku przez WZ NIke przez centrum do owej Poznańskiej :)))))))) ... nocą, bez korków (ok 23.30) piękna moja Warszawa..... a potem to juz tylko okolice Bemowa i Mory , ślub wesele i come back.... no jechalismy jeszcze do Serocka , Zalew/ Narew .... ale Starówki i Krakowskiego nie było :((( i pewnie nieprędko będzie :((((((( buziam, jak tam zaopatrzenie octowe???? :P
SUCCES
18 września 2010, 23:07też nie lubię 7-emki, wolę NT, nie wiem czy to kwestia przyzwyczajenia do starego czy wrogość do nowego? Nie wiem....
joanna1966
18 września 2010, 22:44pierwszemu mojemu szczęściu ustawicznie wmawiałam ową przypadłość:)))) Jolando a Ty strony umiesz robić??? takie żeby można tam było zdjęcia sobie i teksty samemu wsadzać??? takie wiesz samoobsługowe?? Mama doskonale Ci powiedziała, że jest wdzięczna ale tak bardziej między wierszami:)
uliczka7
18 września 2010, 22:35Fajnie, że piszesz o tych mapach- zaraz odwiedzę kilka miejsc:) A z mamami to juz tak jest- moja też mnie czasami wkurza. My pewnie tez wnerwiamy nasze córki ci choć nie zawsze o tym wiemy ;)