Sobota z imprezą
.... to gorsze niż nałóg..... nawyk liczenia kalorii
Przy czym, na przykład, jedząc u teściowej na urodzinach, nie obracam każdego kęsa w głowie i nie zastanawiam się, ileż to on posiada tych kcali. Mam tylko w oczach ?wagę z funkcją pamięci?. I po powrocie skrupulatnie wszystko wrzucam w vitaliusza i on mi pokazuje stan wchłaniania.
Może i dobrze.
Za czwartek 1318 kcali
Za wczoraj, piątek, 1364 kcale
Za dzisiaj, aż 1846 kcale, ale odminusować trzeba kijkowe 7,4 km w 90 minut.
I jeszcze w drodze niejako powrotnej zahaczyłam o solarium. Dobrze mi zrobiło. Przynajmniej na psyche. Żarcie u teściowej takie sobie. Oprócz słodkiego, które ma zawsze smak i klasę wszechświatową. Oczywiście, musiałam każdego ciasta i tortu popróbować.... ale tylko po kawalątku. I tylko jedno repetowałam, czekoladowe z wiśniami.... bo to jest TAKI! smak.
Nocą biegany spacer na stację benzynowa po papierosy. Półtora kilometra jak nic.
Sobotnia waga o poranku - na dobrej drodze... Nie, nie ważyłam się. Ale tak powiedział Pan i Władca, trzymając mnie na rekach. Nie stęknął, podnosząc. Nie wiem, czy z uprzejmości czy naprawdę...
Niedziela .... wieczorem śnieg
Waga.... nie wiem. Dżinsy się NIE wpijają w brzuszek
Za zimno na kije.
Miałam myć okna, a myłam podłogę. Wyszorowałam 1/3 mieszkania. Każdą klepeczkę wzdłuż, dokładnie, szczotką ręczną, na kolanach. Naprawdę warto. Ta umyta część jest teraz taka aksamitna, że aż się chce leżeć na niej.
Wieczorem, zamiast na basen, poszliśmy do Passe Partou. Przez szklane witryny obserwowaliśmy padający śnieg, wielkie ciężkie płatki.. ups, płaty. Martini z cytryną pyszne, jak zawsze. Zaraz po wyjściu z knajpy stoczyliśmy walną bitwę na śnieżki. Ten mokry śnieg doskonale się lepi! I jakie przyjemne jest wydłubywanie go zza kołnierza śnieżnemu przeciwnikowi... Przed domem gołymi dłońmi odśnieżaliśmy srebrnego volvowego rumaka. Co zakończyło się następną bitwą na śnieżki....
W domu kontynuowaliśmy zmagania.....
Jak to dobrze, że dzieci dzisiaj nie ma.
Nocą głęboką potrzebny był nam posiłek regeneracyjny. Z garnków łyżkami razem wyżeraliśmy tłuczone kartofelki i sos majerankowy i mięciutki gulasz wołowy.
Zassane, łącznie z posiłkiem regeneracyjnym, 1326 kcale.
Odminusować szorowanie podłogi. Odminusować dwie bitwy na śnieżki. Odminusować ciąg dalszy zmagań po-śniegowych.
Poniedziałek
Waga..... no, weszłam na wagę. Bo czułam się dobrze. Wynik też dobry. No, na dobrej drodze.
Nie tykam słodyczy.
Od czwartku leży w szafce wiśniowo nadziewana czekolada mleczna, miała być dla Stasia, ale.... W samochodzie, w bagażniku, jest cała wielka torba pysznych krówek z logo kontrahenta. No i niech sobie będzie! I nie szukam słodkiego po pokojach dzieci. Alejka ze słodkim w pobliskim markecie może nie istnieć.
Co mnie najdzie słodka chętka.... to przed oczy wyobraźni przywołuję ten cholerny widok.... te 59, 1 w okienku wyświetlacza wagi. I już, natychmiast, ślinotok ginie.
Pokarmowo grzecznie. Dietetycznie. Błonnikowo, białkowo i mało-tłuszczowo. Wieczorem Pan i Władca przyniósł z bagażnika jedną krówkę. Pożarłam natychmiast. Z kopytkami.
Zassane, łacznie z drinkami, 1390 kcali.
Wtorek biegany. I smutny.
Od świtu jasność za oknem razi oczy.... Zadygować na pocztę ponad 8 kilo paczek. Umyć kawałek podłogi. Dwa spore interesiki, jeden poza vatem. Sen, dzienny, przed tivi. Znowu kawałek podłogi.
Zakupy, drinki. Źle się czuję, ciało jeszcze jako-tako, ale dusza....
Zassane 1319, razem z drinkami.
Wcześnie spać.
Środa od przedświtu
O piątej mnie obudziło. Okna wieczorem źle zasłonięte, więc najpierw szarówka, a potem różane palce jutrzenki.... prosto na moją twarz. Nie potrafię spać w porannym blasku, taka sztuczka to możliwa tylko w Grecji.
Komputer, dzieci, pranie, zaraz na pocztę, skaner muzyczny na płytach sprzed 10 lat, klient na telefonie, brzuch mnie boli, gdzie ta prostownica do włosów, słodka sałata, śnieżek z wiatrem do pary, znowu nielegalny klient.....
Zalatana jestem....
Z musu wylazłam ze słoja.... może miałam omamy, ale jakieś nawoływania słyszałam. Za które dziękuję
Waga wskazuje tylko 20 deko ponad vitaliowy pasek. Robię sobie właśnie dietetyczny posiłek. Pierwszy w dniu dzisiejszym, bom wcześniej gulę w gardle miała. Góra lodowej sałaty, 2 pomidory, sól, pieprz. Ściśle odmierzona łyżka greckiej oliwy i 2 plastry szynki konserwowej. Jak zjem - to pęknę. A, znając siebie, nie odejdę od michy, póki będzie w niej cokolwiek.
Na kijki na pewno nie wyjdę, wystarczyła mi droga na pocztę. I powrotna, pod śnieg i wiatr.
GDZIE TA WIOSNA??? DO CHOLERY! grzecznie pytam...
dziejka
18 marca 2010, 10:17fajnie że słoik Ci już niepotrzebny.Te pudła na buty nabyłam jakiś czas temu w sklepie TCHIBO Zawsze zostawiam tam kupę kasy ale przynajmniej mam w garderobie poukładane he,he Wejdż w zakładkę moda na porządek http://www.tchibo.pl/is-bin/INTERSHOP.enfinity/eCS/Store/pl/-/PLN/TdPlBrowseCatalog-Start;sid=sN_zmErf8FHznAF-X8X5_ElBewd7I_3oJ0U=?CategoryName=phase_1&Entry=gewinnpopup Miłego dnia ,u mnie świeci he, he
pinia0
18 marca 2010, 09:27Idzie wiosna!!! bankowo, fajnie ,że wyskoczylaś z tego słoja:) Pozdro!
haanyz
18 marca 2010, 08:19;-))))) Tys mi tez bliska - pewnei tez po basenie, a w szczegolnosci - po tym, w jaki sposob zabierasz sie do rzeczy - jak juz cos robisz - to na maksa - podziwiam Cie za to i biore przyklad;-) Np. gdy plywalas, to po 2 km, gdy kijki - to godzinami, gdy rower - to po 50 km;-) Szacunek. i musze Ci powiedziec, ze Twoj termin Bede Terminatorem przyjal juz sie na Vitalii. Widzisz jaka masz moc?!!!!!!!! CMOKI!
NiekonsekwentnaN
18 marca 2010, 07:51Na zimowo-grubaśnego i naburmuszonego;))))) Może wiosna (gdzieś ty, gdzie?) trochę zmieni jego nastawienie....do wszystkiego?:)
kitkatka
17 marca 2010, 23:53już ten słój bo nie będzie potrzebny. No chyba, że na ogóry. Wiosna idzie i ja to już czuję. U Ciebie będzieładnie i ciepło a u mnie piździawa i deszczydło czyli typowa wiosna nad morzem. Pozdrówka
joanna1966
17 marca 2010, 23:43wózek mam solidny, jednym palcem można pchać, na pompowanych wielgachnych kołach, taki na wiejskie drogi i bezdroża:) Za dygaczke to Ty robisz z tymi paczkami!!! 8 kilo! bój się Boga, chudaś, to przecie się pod tym ciężarem ugniesz i padniesz gdzie do rynsztoka! Pasjonujące są te twoje zmagania nocne, z wypiekami czytam i szukam pikantnych szczegółów prawie jak u Henry Millera!!! Z solarium masz świętą rację, na pewno na skórę to szkodzi, ale na psyche to działa rewelacyjnie!
Krynia1952
17 marca 2010, 22:05:)):))
monimoni27
17 marca 2010, 19:01Wiosna jutro, powaga, już cztery osoby mi mówiły. A ja z buta znowu będę od jutra, bo mi się autko sp... Własnie uciekam, bo mnie będą ciągnąć do mechańca. I wywal ten słój pieroński.
nanuska6778
17 marca 2010, 17:00Wlasnoocznie i wlasnoustnie:-))) Przy okazji kupienia mojej wlasnej:-) Ale Hiszpanom trzeba wszystko wykladac lopatologicznie. Okazuje sie, niepotrzebnie:-))) Scierka? Jak to gdzie? W...mikrofali:-))) Naszej szkolnej, razem z mrowkami i cholerawieczym. Nasze kucharki to Mistrzynie Absurdu:-))) Potem sobie Cie przeczytam, teraz spadam na lekcje:-)
DuzaPanna
17 marca 2010, 14:26:)
baja1953
17 marca 2010, 14:13No i dobrze, że ze słoja wylazłaś...I w dodatku chudsza niż przed wekowaniem:) W samą porę, bo to wiosna u bram... Pozdrawiam:)
haanyz
17 marca 2010, 14:04acha! i spiesze doniesc, ze moj mnie tez w koncu dzwignal z łóżka i dodzwigal do łazienki. i tez nie sapal! Juz nie musze Ci zazdroscic! Juz tez tak mam;-))))))))
mirabilis1
17 marca 2010, 14:02na weka się jeszcze nie nadajesz:)))
haanyz
17 marca 2010, 13:53hihihihihi, mowilam, ze kijki i solarium pomoga! A Ty dopiro teraz mnie usluchalas!;-)))))))) I tez sie pytam gdzie ta wiosna do cholery, bo na to biale gowno, za przeproszeniem, padajace z nieba patrzec juz nie moge! CMOKI!!!!!!!!!