Witam,
Wrzucam taką fotkę z zaprzyjaźnionego fanpegu "Slavorum":
Każdy powinien wiedzieć, że dieta *MŻ zawsze działa. (*MŻ=mniej żreć). Oczywiście nie zacznie działać po dniu czy dwóch. Jak wszystko i brak jedzenia wymaga czasu, zanim organizm się zorientuje, że głoduje i przestawi się na własne zapasy. Pierwsze momenty będą ciężkie, bo organizm będzie czekał na stałe dostawy żarcia. Dopiero po jakimś czasie, jak się zorientuje, że te dostawy zostały zredukowane na stałe i to nie jest jakiś chwilowy przestój - wtedy dopiero zaczyna wyciągać swoje zapasy. Ale to chyba wszyscy tutaj wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć. Słodkie napoje, przekąski - wszystko to jest mega kaloryczne. Zamiast coli - woda z cytryną, zamiast wafelka - szklanka wody (z cytryną ;) ).
Ale nie ma co się zwariować. Życie jest po to, żeby żyć, a nie wegetować. Ma nam sprawiać radość.
W 2009 schudłem 30kg w przeciągu 6 miesięcy. To było drastyczne podejście. Jedzenie do 15, później nawet do 13, bo sobie przygotowałem swoją porcję dniową i co 1-2h jadłem, aż zjadłem. Sama trawa, kiełki, warzywa, nasiona, oliwa etc. Wszystko fajnie, dopóki siedziałem w domu. Skupiłem się na tym, zero innego życia, zero możliwości pokusy, zero odsąpień. Takie 100%, albo nic. Ale tylko wziąłem się do pracy i już nie było czasu na hodowanie kiełków, na robienie sałatek, na posiłki co godzinę, na niejedzenie po południu ... poza tym praca, znajomi, życie w społeczeństwie etc... No więc stopniowo dietę "urozmaicałem".
Na początku nic strasznego. Bo tak jak z dnia na dzień się nie schudnie, tak z dnia na dzień nie urośnie oponka. Proces ten trwał stopniowo ok. 3 lat, jak znowu przybyło 20kg. Wtedy jeszcze to bagatelizowałem. Ale to wszystko przez społeczeństwo. Bo nikt nie pwoiedział - "chłopie, tak już dobrze się trzymałeś, a teraz znów olewasz temat". Nie - wręcz przeciwnie - "no wreszcie wyglądasz jak facet, a nie jak dziecko". A ponieważ proces był stopniowy, przyzwyczajałem się stopniowo i praktycznie nic złego nie widziałem. Dopiero jak waga pokazała 36kg więcej (czyli 6kg więcej od wagi wyjściowej), to mnie tknęło! Tak nie może być.
Ale tym razem inne podejście podjąłem. Zmiana nawyków. Żebym nie myślał o głupotach. A jak będę miał ochotę, to muszę odpracować w miarę możliwości, ale zawsze do przodu. Zaczynałem na basenie pływać - to aż do bólu. Teraz - ok 45min pływania. 30 basenów krałlem, 15 na plecach. A zaczynałem od 2-4, albo w ogóle, bo "woda była za zimna". Wcześniej 30km na rowerze było dla mnie wyczynem. Teraz robię 30, jak jestem zmęczony. 50km chciałbym żeby zostało normą, a ostatnio zrobiłem 80km. A chciałbym dobić do 100 jeszcze w w tym roku. W każdym razie nie odmawiam sobie. Napiję się, zjem na noc - rano wstanę i na rower, albo basen, albo basen i rower. Na tyle mi się już (powoli oczywiście) zmieniły nawyki, że będąc w domu - nie chcę mi się włączać serialu czy filmu. Szukam innego zajęcia. Albo wychodzę na rower, albo poćwiczę z ciężarami w domu. Nie kręci mnie już siedzenie i oglądanie filmów, jak kiedyś. Kiedyś mógłbym leżeć cały dzień i oglądać. Nawyki, nawyki i jeszcze raz nawyk. Na początku jest ciężko, a później wchodzą w krew. Oczywiście czasem wstałem i nie miałem siły. Ale jechałem - może się rozkręcę. No i czasem się rozkręciłem, a czasem po 30km wracałem do domu. Ale co jest ważne - odpokutować!!!
MŻ działa, ale nie jest tak przjemne, ajk życie w smaku. Lepiej co drugi dzień odpokutować ostro, niż codziennie sobie odpuszczać i być nieszczęśłiwym codziennie. Lepiej co drugi dzień być zmęczonym.
No ale to moje spostrzeżenia. Codziennie uczę si, że wczoraj byłem w błędzie, a wiec pożyjemy, zobaczymy. Póki co, taki plan mi odpowiada. A jutro ... zobaczymy jutro.
Pozdrawiam
Berchen
22 września 2017, 06:55chyba MZ to najlepsza metoda - nie mamy wowczas poczucia jakiejs wielkiej straty, ograniczenia. Powodzenia.