No właśnie czy początek (nie ważne który raz zaczynasz) jest trudny? Czy może początek oznacza wielki zapał, chęć do działania i power na rozpęd?
Czy trudniej się przełamać by zacząć, czy dać sobie radę, kiedy zapał wygasa, motywacja jest przygnieciona efektami mniejszymi od zamierzonych, a droga daleka?
Pewnie ilu ludzi, tyle odpowiedzi.
Początek przychodzi mi łatwo. Od pierwszego, dziesiątego, poniedziałku, nowego roku. Ileż to początków zaliczyłam na trasie do dietetycznej mety. Trasa była długa, często zawracałam, a do mety jak nie dotarłam, tak nie dotarłam.
Cel mobilizuje ? Owszem. Do czasu.
Odchudzałam się na Sylwestra, na rocznice związku, do wiosny, do urodzin, do wyjazdu na wakacje, do ślubu. Wbrew pozorom najlepiej mi idzie, gdy nie wyznaczam szeroko rozumianego celu. Daty, czy wagi.
To święte słowa. Ja zawsze żałuje, że za późno zaczynam, albo, że się poddałam. Ileż razy odchudzałam się wyznaczając termin i poddawałam się, wiedząc, że nie osiągnę celu. Wiem, że warto było nie przerywać, na cel poczekać dłużej, ale go osiągnąć. Zamiast tego rezygnowałam. Na złość rzeczywistości, a tak naprawdę samej sobie.
W efekcie nie osiągnęłam celu, cofałam się i zaprzepaściłam, to co już osiągnęłam.
Teraz nie mam celu. Chce po prostu czuć się lepiej, zadbać o zdrowie i swój komfort psychiczny.
Chcę schudnąć, ale bez utopijnych wizji. Mogę w 3, mogę w 6 msc. Będę powoli przemierzała trasę do celu, ciesząc się w końcu z mety. Nawet jeśli przyjdzie cieszyć mi się z jej ujrzenia później niż się spodziewam.
Trochę o drodze do celu.
Waga 70,5-71 kg, ale jestem w trakcie okresu. Mam tendencje do zatrzymywania wody w organizmie.
Zaczęłam dietę 2 dni temu, korzystam z diety rozpisanej w zeszłym roku przy podobnej wadze przez dietetyczkę. Wtedy trafiłam do szpitala i nie wykorzystałam jej należycie.
Nie mam określonego celu wagowego. Wyrosłam z chęci ważenia x kg.
Zawsze czułam się dobrze w wadze 55-58kg, ale jestem świadoma, że nie mam nastu lat i figura, jak i metabolizm się zmieniają. Chcę nosić rozmiar 36-38 z przewagą w kierunku 38. Nie podobają mi się figury modelek, wystające kości, przerwy między nogami, ani nadmiernie umięśnione ciała. Chce po prostu wyglądać zdrowo i zgrabnie, nie chudo.
Figura gruszka.
Grube nogi, wystający tyłek, "prawie" płaski brzuch, wąska talia, pełne ręce.
Nie lubię ćwiczyć, ale jestem heterą i potrafię się zmuszać
megan292
14 października 2015, 23:01To mam propozycję - po prostu nie odchudzaj się, tylko zmień na zdrowy swój styl odżywiania oraz ogólnie życia, na zawsze. To przynosi zdecydowanie lepsze efekty niż ciągłe "chodzenie na dietę". Powodzenia.
jasmin_e
14 października 2015, 23:37Właśnie to zamierzam zrobić. Zmienić filozofie życia i żywienia, dla siebie, dla zdrowia, a chudnięcie potraktować jako przyjemny skutek uboczny. Odchudzanie i dieta z założenia rodzą pejoratywne skojarzenia i zakuwają nas w kajdany ograniczeń.