Ostatnio trochę poszalałam przez 2 dni można powiedzieć. Był alkohol i obiad na mieście - rodzinny wypad do restauracji z okazji Dnia Mamy. Wzięłam makaron z halibutem i szpinakiem w sosie gorgonzola. Wprawdzie podejrzewam, że nie było to masakrycznie tuczące, poza tym tego dnia wstałam dopiero o 13.30 z powodu sporego kaca xD Ale nie tknełam nic do jedzenia przez całą imprezę - potem skutki picia na pusty żołądek. W każdym razie przez jakieś 3 dni nie ćwiczyłam w ogóle. Aha zapomniałam, zjadłam w Dzień Mamy Magnuma migdałowego - nie mogłam się powstrzymać. Absolutnie nie żałuję tej decyzji, bo idzie mi świetnie i zasłużyłam.
Zważyłam się potem - nadal 80kg. Teraz trzymam się diety znowu - ostro ćwiczę. Nie opuszcza mnie dobry humor. Pomyślałam, że może to faktycznie czas, że waga zwalnia, bo większość ćwiczeń, które robię to trening siłowy. Dzisiaj miałam OGROMNE zakwasy. Nie mogłam podnieść się z łóżka - mimo 8 godzin snu, nadal byłam masakrycznie śpiąca i dalej spałam - czułam się po prostu pozbawiona energii. Postanowiłam przezwyciężyć ten stan i pójść na bieżnię wieczorem. 30 minut intensywnego (dla mnie ) interwału. Jak na razie przebiegam ok 4,5km. Chciałabym wytrzymywać do 5,5, żeby móc iść w teren i przebiec jezioro Malta, które podobno ma właśnie tyle.
Możecie się śmiać, ale wpadłam w taki stan, że sport (zwłaszcza bieganie), mimo, że moja kondycja nie jest jeszcze dobra, to dla mnie swego rodzaju duchowe doświadczenie. To jest czas tylko i wyłącznie dla mnie. Kiedy pokonuję swoją słabość, kiedy jestem wściekła albo smutna, to dosłownie pozbywam się tych negatywnych emocji razem z potem. Kiedy po chwili kryzysu włączają się dodatkowe zapasy energii i biegnę szybciej. Kiedy nikt mi nie marudzi nad głową, nie gada do mnie, nie myślę o problemach i obowiązkach, kiedy mnie po prostu nie ma. I jak już skończę to czuję się niewiarygodnie odprężona, zadowolona i coraz silniejsza, bo widzę jak się zmieniam przede wszystkim psychicznie przez to całe "przedsięwzięcie" jakim jest zmiana stylu życia. Dobre samopoczucie to najlepsza nagroda jaką dostaję - po latach zmagań z osobistymi problemami. Nieważne ile schudnę - czuję, że teraz właśnie jest najlepszy etap mojego życia, bo jestem totalnie w zgodzie ze sobą.
Sorki za ten elaborat, ale musiałam się trochę uzewnętrznić :)
Moja dietka bez zmian - wykupuję połowę warzywniaka, szczególnie z owoców: TRUSKAWKI! Poza tym owsianki, kasza jaglana i gryczana, warzywa i mięso gotowane na parze.Ogólnie nie przepadam za surowymi warzywami, uwielbiam gotowane i pieczone, ale postaram się to zmienić ;)
Tymczasem idę spać. Trzymajcie się ciepło:** Wracam za jakiś tydzień
reksio85
29 maja 2014, 06:57powodzenia w dalszych treningach!